środa, 23 grudnia 2015

Wigilijna Pełnia cz.1

Drodzy czytelnicy!
Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wiele ciepła, radości i rodzinnie spędzonych tych wyjątkowych dni.
Zdrowia, bo mnie już własnie jakieś choróbsko bierze, a chyba nikt nie lubi chorować podczas Świat :P
Wytrwałości, zwłaszcza czytając tego bloga xD Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną do końca :)
Udanego Sylwestra i Nowego Roku 2016 lepszego od tego 2015 :P Życzę wam byście zrealizowali wszystkie wasze plany na przyszły rok :)
~*~
Zaraz przeczytacie moją pierwszą miniaturkę, a raczej jej część :) Liczę na Wasze komentarze :)
~*~
Wasze notki postaram się nadrobić. Trochę mi to schodzi. Miałam ciężki grudzień w szkole, bo to pierwsze półrocze jest bardzo krótkie. Musieli nam  wystawić przewidywane oceny przed feriami świątecznymi, więc nauki miałam w brut :/
~*~
                  Hermiona ruszyła biegiem za pędzącym Ronem. Miała nadzieję, że Rudzielec dostał już list od pani Weasley.
     – I co? Zgodziła się? – spytała podekscytowana.
     Przyjaciel szatynki przybrał teatralną minę, podtrzymującą napięcie, jednak widząc groźną minę panny Granger i niecierpliwe stukanie jej buta o kamienną podłogę, postanowił powiedzieć to magiczne, trzyliterowe słowo:
     – Tak!
     Na te słowa dziewczyna rzuciła się przyjacielowi na szyję. Martwiła się, że pani Weasley nie pozwoli spędzić swoim pociechom świąt w Hogwarcie, a chcieli, by ostatni rok w szkole był jak najdłuższy… Tak więc najbliższe Boże Narodzenie spędzą we czwórkę, razem.

***
               
     W końcu nadszedł oczekiwany dzień. Dwie Gryfonki krzątały się po swoim dormitorium. Nawet panna Granger postanowiła z tej wyjątkowej okazji zadbać o swój wygląd lepiej niż zazwyczaj. Coś na wzór jej pierwszego balu. Dziewczyna ponownie użyła „Ulizanny”, a jej loki jak za machnięciem różdżki stały się delikatnymi falami, które podpięła z prawej strony trzema złotymi wsuwkami. Ubrała czerwoną sukienkę z dekoltem w kształcie serca i rozkloszowanym dołem, sięgającym tuż przed kolano. Górna część kreacji pokryta była delikatną koronką. Do tego Ginny dobrała jej złote kolczyki w kształcie malutkich serduszek i czerwone szpilki. Panna Weasley postawiła na klasyczną małą czarną i tego samego koloru buty na wysokim obcasie. Płomiennorude włosy skręciła tak, że przybrały postać sprężyn. Obie Gryfonki wyglądały przepięknie w nowej odsłonie.
      Wigilia w Hogwarcie mimo obecności garstki uczniów była bardzo uroczysta. Na znak równości czarodzieje siedzieli przy jednym stole. W tym momencie nie było Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu czy Gryffindoru, wszyscy stanowili jedną wspólnotę. Zresztą po wojnie wiele się zmieniło. Stosunki między Domami ociepliły się. Już nikt nie okazywał sobie jawnej wrogości, co najwyżej obojętność. Tak układały się relacje pomiędzy Hermioną a Draco.
     Do sali właśnie wkroczyły dwie przedstawicielki Domu Lwa, które wywołały nie lada poruszenie. Harry i Ron, wydurniając się, odsunęli krzesła dziewczynom. Oczywiście nie obyło się bez karcącego spojrzenia Hermiony, które kryło lekkie rozbawienie zaistniałą sytuacją.
     – Wyglądacie pięknie! – powiedzieli chórem Ron i Harry.
     Nagle rozległ się huk otwieranych z impetem drzwi. Wszyscy swoją uwagę z pięknych Gryfonek przekierowali na dwóch osobników ze Slytherinu.
     – Jak tam moje ulubione Gryfiaczki? – wrzasnął na całą salę Blaise Zabini, ciągnący za sobą nieświadomego do końca Malfoya. Imprezy w Slytherinie były bardzo znane, a blondyn najwyraźniej jedną z nich zaliczył.
     Blaise podbiegł do Hermiony i Ginny i pocałował je lekko w policzek, a z Ronem i Harrym uścisnęli sobie jak zwykle dłonie. Draco coś wymamrotał i usiadł obok, jednak nawet on nie mógł oderwać oczu od tej Hermiony Granger, kujonki z szopą na głowie. Pijąc wodę zastanawiał ile musiała nawalić „Ulizanny”, by jej włosy wyglądały normalnie, jednak zabolała go głowa od nadmiaru myśli i nalał sobie kolejną szklankę wody.
     – Wyglądacie świetnie – powiedział Zabini i mrugnął do Hermiony.
     Szatynka zaśmiała się i posłała ciemnoskóremu kuksańca w bok. Przez to niecałe półrocze przyjaciele z Gryffindoru za kumplowali się z szalonym Ślizgonem. Zabini jako pierwszy wyciągnął rękę ku Złotemu Trio. I cóż… Każdy go pokochał. Hermiona za to, że przez ten krótki okres czasu stał się jej trzecim bratem; Ginny za niesamowite poczucie humoru; Harry i Ron za miłość do quidditcha. Z Rudzielcem oczywiście było trochę gorzej. Dalej ich znajomość polegała na wyzwiskach, ale każdy zdawał sobie sprawę, że są dobrymi kumplami, którzy tak wyrażają swoją sympatię. Jednak Malfoy nie był jak Blaise. Nie wyzywał, ale i też nie przyjaźnił się z nikim oprócz Zabiniego. Po wojnie zamknął się w sobie. Umieszczenie ojca w Azkabanie, depresja matki, wspomnienia wojny i mroczny znak na jego ramieniu wywarły w jego życiu piętno, którego nie dało się od tak pozbyć.
***
     Wigilia trwała do późna. Wszyscy się dobrze bawili, nawet Malfoy raz na jakiś czas się odezwał, zagadywany przez najlepszego kumpla.
     W końcu wszyscy zaczęli rozchodzić się do dormitoriów. Hermiona już miała przekroczyć próg pokoju wspólnego, ale zauważyła brak jednego z kolczyków.
     – Zapomniałam – oznajmiła, łapiąc się za ucho.
     Chłopcy obejrzeli się za dziewczyną. Dopiero po chwili zauważyli brak ozdoby dziewczyny. Hermiona od razu skierowała się do wyjścia.
     – Iść z tobą? – zapytali równocześnie przyjaciele szatynki.
     Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Miała wspaniałych przyjaciół, którzy zrobiliby dla niej wszystko. Wojna tylko zwiększyła ich wieź. Cała trójka nie wyobrażała sobie życia bez siebie.
     – Cisza nocna jest dopiero za pół godziny, Pójdę sama. Nie martwcie się, wrócę za chwilę. Zajmuję miejsce pomiędzy wami!- powiedziała i obdarzyła chłopców ciepłym spojrzeniem. Ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
     Już miała otwierać ogromne wrota, gdy usłyszała szept tuż koło jej ucha:
     – Tego szukasz?
     Dziewczyna lekko się wzdrygnęła, na nogach trzymała ją tylko gryfońska duma. Szybkim ruchem odwróciła się na pięcie i spojrzała intruzowi w twarz. Stalowoszare oczy wydawały się wdzierać do duszy dziewczyny. Hermiona pośpiesznie spuściła wzrok.
     – Czego chcesz, Malfoy? – zapytała.
     Chłopak zachichotał złośliwie. Gryfonka czuła, że Malfoy postanowił trochę się nią zabawić. Cholerny arystokrata, mimo że przestał nazywać ją szlamą, znalazł inny sposób na sprzeczki. Czasem powstrzymywał go Diabeł, ale w sumie nawet Hermiona lubiła od czasu do czasu wymienić z nim złośliwości. W Malfoyu podobało jej się to, że po wojnie nie zaczął podlizywać się Złotej Trójcy. Wielu Ślizgonów po przegranej Voldemorta, zaczęło się przymilać do Gryfonów. Za wszelką cenę chcieli utrzymać swoją pozycję. Większości Hermiona i jej kumple przebaczyli. Wyjątek stanowił Blaise i Draco. Czarnoskóry czarodziej szczerze zaprzyjaźnił się ze Szlachtą Gryffindoru, co faktycznie było widać. Smok obrał inną taktykę, nie zmienił postępowania po wojnie. No, może przestał być rasistą, jednak złośliwości były częścią Ślizgona, a honor i poczucie winy nie pozwoliły mu na zakolegowanie się z czarodziejami spoza Domu Węża.
     – To nie jest właściwe pytanie, Granger… Raczej czego ty chcesz?
     Dopiero po chwili dziewczyna zobaczyła, że coś połyskuje w dłoni chłopaka. To był jej kolczyk. Zdenerwowana spiorunowała chłopaka wzrokiem.
     – Oddawaj to!
     Znów zaśmiał się złośliwie. Oczywiście Malfoy nie robi nic dobrego za darmo.
     – Daj to i będzie po sprawie. Nie uśmiecha mi się przebywanie z tobą – warknęła.
     – Tak za darmo? Nawet nie wiesz jak bardzo podoba mi się twoje towarzystwo. Musimy częściej przebywać sam na sam – powiedział sarkastycznie.
     Na te słowa ziemia pod ich stopami zaczęła niebezpiecznie drżeć. Dwójka spojrzała na siebie zaskoczona. Nie mogli zrobić kroku, jakby coś ich tam uwięziło. Uczniowie z przerażeniem obserwowali jak w podłodze tworzy się ogromna dziura. Bezowocnie szarpali się. Nie mogli uciec. Ciemność i krzyk. Spadali, a w ciemności połyskiwały tylko ich oczy. Nie wiedzieli co się stanie. Zdołali tylko odnaleźć swoje dłonie, które w ich mniemaniu, splotły się w ostatnim uścisku. Nagle zauważyli światło. Szarpnięcie. Uderzenie. Żyli… Wylądowali na kamiennej posadzce. Draco zadowolony, że zdołał ustać na nogach, nie przewidział, że po chwili zostanie zwalony z nóg przez śliczną Gryfonkę.
     – Granger – syknął.
     Hermiona łaskawie spojrzała na miękki obiekt, na którym aktualnie siedziała, jakby zdziwiona, że się do niej odezwał.
     – A, to ty? Dzięki, jesteś mięciutki.
     – A ty ciężka.
     – Nieprawda!
     – Gdzie my w ogóle jesteśmy geniuszu?!
     – W końcu zrozumiałeś, że to ja jestem tą mądrą! Ale uwierz mi ja też nie wiem wszystkiego. Wydaje mi się, że nadal w Hogwarcie…
     – Po pierwsze: z tym geniuszem to był sarkazm, a po drugie: co się z nami działo?! Na pewno to twoja wina!
     – Ja bym obstawiała ciebie!
     „Pogaduszkom” nie byłoby końca. Hogwartczycy byli tak sobą zafrasowani, że nawet nie zauważyli pewnego długobrodego starca, który już od dłuższej chwili, przyglądał się kłócącym z zaciekawieniem. Po chwili przerwał im głośnym chrząknięciem.
     – Dobry wieczór moi drodzy! Nie wiem co i w jaki sposób sprowadza was do Hogwartu w środku nocy, ale może przedyskutujemy to w moim gabinecie – oznajmił z dobrotliwym uśmiechem staruszek.
     Dopiero na te słowa Draco i Hermiona przypatrzyli się starszemu czarodziejowi. Obydwoje rozszerzyli oczy z zaskoczenia. Spojrzeli na siebie, wiedzieli, że nic nie mogą mówić, dopóki się nie dowiedzą gdzie są. Obawiali się najgorszego. Przecież to nie normalne, żeby cały i zdrowy Dumbledore stał przed nimi!
     – Chyba musimy się dowiedzieć, który to rok – szepnęła nerwowo Miona do Smoka.
     Tym sposobem Granger potwierdziła wszelkie obawy Malfoya. Znajdowali się w przeszłości i w ogóle nie mieli pojęcia, jak mogło do tego dojść, a jedynym ratunkiem był tylko nieżyjący w ich czasach profesor Dumbledore. Bez słowa podążali za dyrektorem, obawiając się najgorszego. Zestresowani nie zauważyli innych obserwatorów. Czterech chłopców, największych rozrabiaków w szkole, przyglądało się nowo przybyłym. Gdy trójka zniknęła za drzwiami zaczęli dyskusję na temat pary.
     – Kim oni, do diabła, są?- mruknął Syriusz.
     – A bo ja wiem? Spadli dosłownie z nieba i raczej nawet nie wiedzieli gdzie są – dodał mądrze James.
     – Przecież nie można się teleportować w Hogwarcie! – oznajmił zaskoczony Remus, który oczywiście przeczytał „Historię Hogwartu”.
     – Ty i te twoje książki, Lunatyku! Przez to Lily zauważa tylko ciebie – oznajmił niezadowolony Rogacz.
    – Mnie w to nie mieszaj! – przerwał mu Remus.
    – James zapomnij o Rudej! Widziałeś tą laskę? Jak będzie się tu uczyć, to chyba znajdziemy sobie nową przyjaciółkę… – zamruczał Łapa.
     – Idiota! Kocham Evans! – zadeklarował okularnik. – Masz wolne pole do popisu!
     – A ona nie jest z tym gościem, no, tym blondynem? – zapytał Peter.
     – Jak widać kłócili się. A nawet jeśli są razem to nie powinno stanowić problemu. Ten facet mi się nie podoba, jest za bardzo podobny do Malfoya! – oznajmił pewnie Black.
     Nagle po korytarzu rozległ się odgłos miauczenia. Huncwoci mimowolnie się wzdrygnęli. Bez słowa spojrzeli na stworzoną przez siebie mapę. Korytarz po prawej wolny. Właśnie on miał prowadzić do wieży Gryfonów. W ich głowach nadal był obraz wrzeszczącej dwójki. Oczywiście śledztwo dopiero się rozpoczynało…
***
     Hermiona i Draco niepewnie usiedli na fotelach naprzeciwko dyrektora. Sami nie wiedzieli jak zacząć dyskusję i przede wszystkim, czy powinni mówić Dumbledore’owi, że są z przyszłości. Jak mieli to wytłumaczyć? Nawet Granger nie wiedziała jakim sposobem wylądowali w tych czasach. Zmieniacz Czasu wypadał z gry i sama nie wiedziała jakim sposobem mogli się przenieść na tak duży dystans. Dyrektor nie żył już ponad rok! Gryfonka bała się zapytać o datę, jak najdłużej chciała żyć w błogiej nieświadomości. Malfoy nie był lepszy, jak zwykle okazywał jedynie opanowanie, ale w głębi duszy martwił się. Wiedział, że jedyny człowiek, który może im pomóc siedzi przed nimi.
     – No więc jak cofnęliście się w czasie? I wiecie chociaż, który jest rok? – zadał pytanie, obdarzając uczniów łagodnym spojrzeniem.
     Zdziwieni przybysze z przyszłości popatrzyli na siebie z zaskoczeniem. Jak widać Dumbledore zawsze wiedział więcej od wszystkich innych. W ich oczach widoczna była nadzieja. Tylko dyrektor mógł coś poradzić i z powrotem wysłać ich do 1998 roku.
     – Właśnie tego nie wiemy. Jesteśmy z roku 1998 roku. Cofnęliśmy się w Wigilię i kompletnie nie mamy pojęcia jak to się stało, a dzisiejsza data to chyba jedno z najtrudniejszych pytań skierowanych do nas – oznajmiła Gryfonka.
     Dyrektor spojrzał na nich zdziwiony. Nawet on nie spodziewał się, że przenieśli się z aż tak odległej przyszłości. Ogarnęło go lekkie zdenerwowanie. Od razu zauważył, że blondyn musi należeć do rodziny Malfoyów, co mogło sprawić lekkie problemy. Do tego to dziwne przeniesienie w czasie. Wtedy staruszek znów usłyszał w głowie słowo „Wigilia”.
     – Czy była wtedy pełnia?
     Gryfonka nie pamiętała. Tego dnia była tak zajęta przygotowaniami do świąt, że nawet nie pomyślała by sprawdzać fazę Księżyca. W sumie była zdziwiona tym, że tego nie wiedziała. Zawsze raczej zdawała sobie sprawę jak danej nocy prezentuje się satelita Ziemi.
     – Tak, panie profesorze – odpowiedział Ślizgon.
     Zdziwiona Hermiona spojrzała na blondyna. W sumie czuła się zawstydzona tym, że Smok wiedział o czymś, o czym ona nie miała pojęcia, zwłaszcza, że zawsze miała W z astronomii.
     – Chyba wiem w takim  razie, co się stało – oznajmił spokojnie Dumbledore.
     Tym razem młodzi czarodzieje spojrzeli zaciekawieni na byłego Gryfona. Byli pełni nadziei, liczyli, że pobyt w tym czasie jest zwykłym koszmarem.
     – Gdy w Wigilię księżyc jest podczas pełni, zdarza się, że spełniają się życzenia. Sądziłem, że to bajki, ale właśnie mam żywy przykład tego rodzaju magii.
     Dwójka pobladła. Oboje próbowali przypomnieć sobie, co takiego mogli powiedzieć, że cofnęli się w czasie. To Hermiona pierwsza przypomniała sobie te ważne słowa.
     – Malfoy, to twoja wina- syknęła Gryfonka.
     – Widzę, że reagujesz jak prawdziwa Ślizgonka Granger, ale zawiodę cię… Nie życzyłem sobie wylądować z tobą, Bóg wie, ile lat do tyłu.
     – Jest rok 1977, panie Malfoy.
     Hermiona zmieniła kolor skóry z białego na lekko zielonawy. Dosłownie zrobiło jej się niedobrze. Kurczowo uścisnęła oparcia foteli. Nie raz z chłopcami wpakowała się w niezłe bagno, ale to, no oprócz wojny, to największy problem szatynki w życiu. I to wszystko przez parszywego Malfoya!
     Draco zaś był wściekły, nie dość, że wylądowali w roku 1977, to jeszcze głupia Granger oskarżała go o całe zło świata! Dlaczego ze wszystkich osób okropny los musiał wybrać akurat kujonkę na towarzyszkę jego niedoli?
     – Malfoy to jest twoja wina, przypomnij sobie twoje ostatnie słowa w naszych czasach?
     Skóra Draco przybrała bledszy odcień niż zazwyczaj. Zrozumiał, że nadęta szatynka ma rację. To on wypowiedział te ważne słowa, chociaż był to najczystszy sarkazm. To dlatego wylądował w przeszłości sam na sam z Granger.
     – O kur…- zaczął Malfoy, ale opamiętał się, gdy spojrzał na dyrektora. – Ale ja nie powiedziałem tego w ten sposób i był to czysty sarkazm! – wrzasnął oburzony.
     – Niestety jest to bardzo zagmatwana magia i potraktowała twoje słowa w sposób dla niej odpowiedni.
     – Można coś z tym zrobić? – zapytała Hermiona.
     – Obiecuję, że zajmę się tą sprawą. Jednakże obawiam się, że będzie to możliwe dopiero w Wigilię podczas pełni – oznajmił Dumbledore.
     – Kiedy taka będzie? – zapytał rzeczowo Draco.
     – Macie szczęście, jest to najbliższa Wigilia, a dziś zaczęliśmy rok szkolny.
     Dotarły do nich straszne słowa. Musieli tu spędzić całe półrocze, zdani tylko na siebie, zmuszeni do współpracy. Na szczęście nie stracą tego czasu w przyszłości, przynajmniej taką mieli nadzieję. Ale co mieli począć? Zacząć naukę w tych czasach? Obawiali się w jaki sposób dyrektor wytłumaczy ich obecność w ówczesnym Hogwarcie.
     – Umiecie może mówić po francusku? – zapytał ich z dobrotliwym uśmiechem staruszek.
     Czarodzieje z przyszłości spojrzeli zdziwieni na potężnego maga. Nie rozumieli jak mógł pytać o taką głupotę przy tak poważnej sytuacji. Granger była wręcz oburzona bagatelizowaniem sprawy przez dyrektora, zaś Malfoy zawsze podejrzewał, że Dumbledore jest zdrowo świrnięty.
     – Jak każdy arystokrata – oznajmił dumnie Malfoy.
     – Ja też, mam bliską rodzinę we Francji.
     – Bylibyście wstanie poudawać Francuzów?
     Tym razem obojgu podskoczyło ciśnienie. Co francuski miał mieć wspólnego z ich problemem? Nawet jak na tego staruszka pytanie było co najmniej nie na miejscu, powinien raczej się zastanawiać jak im pomóc. Mimo wszystko przytaknęli. Umieli na tyle dobrze francuski, że nie powinno to stanowić żadnego problemu. Dyrektor klasnął w dłonie.
     – Wspaniale moi drodzy. Jutro przydzielimy was do domów jako uczniów wymiany z Beauxbatons. Do jakich domów należeliście w swoich czasach? Stawiam, że pan Malfoy na pewno Slytherin, ale panna Granger?
     – Oczywiście, że Gryffindor – odparła dumnie Hermiona.
     – Więc raczej tak samo zostaniecie przydzieleni. Wiecie, że musicie współpracować. Nie wiem jak w waszych czasach, ale niestety teraz relacje pomiędzy Gryffindorem i Slyterinem są napięte – oznajmił spokojnie dyrektor – Trzeba też was jakoś ulokować na tą noc.
     – W moim wypadku jest to bezsensu. Na pewno nie zasnę tej nocy, a nawet jeśli, to pójdę do Pokoju Życzeń – stwierdziła Gryfonka.
     Malfoy potwierdził jej słowa skinieniem głowy. Nie odzywał się. Jego wzrok skierowany był na okno, gdzie z zamyśleniem obserwował ciemność, która okryła cały świat. Nie wytrzymała już dłużej. Szybko wypowiedziała „dobranoc” i udała się do wieży astronomicznej. Malfoy został. Dlaczego? Tego Hermiona miała się dowiedzieć jeszcze tego samego dnia o poranku. Szła pędem, nie zauważając obecności drugiej osoby. Nieostrożny Syriusz Black zgubił różdżkę. W sumie miał wrócić tylko po nią, ale widząc nieznaną dziewczynę podążył jej śladem. Nagle z cienia wyłonił się również blondyn. Gryfon pośpiesznie schował się za najbliższym filarem, a gdy Malfoy ruszył w kierunku wieży astronomicznej udał się za nim. Teraz nie mógł zostawić wszystkiego samemu sobie. Miał cel. Musiał dowiedzieć się wszystkiego o tajemniczej dwójce.
***
Hermiona spojrzała w górę na tysiące gwiazd i Księżyc. One nigdy się nie zmieniają. One i Malfoy są takie same jak w 1998 roku. Tylko z nim mogła to wszystko dzielić. Mimowolnie łza bezsilności spłynęła po jej policzku. Może i przeżyła wojnę, ale wtedy byli z nią Harry i Ron, a teraz czuła się samotna. Jej jedynym sojusznikiem okazał się niedawny wróg. Bała się. Nie wiedziała nawet czy kiedykolwiek ujrzy przyjaciół. Pierwszy raz znalazła się z sytuacji, z której nie wiedziała jak wyjść. Zawsze miała jakiś plan B. Badała każdą ewentualność, a teraz… Kompletnie nie przewidziała, że się przeniesie. Co będzie dalej?
     Draco obserwował Gryfonkę w milczeniu. Pierwszy raz widział, by najodważniejsza dziewczyna jaką spotkał, miała łzy w oczach. Nawet przy torturach Bellatrix, słyszał jej krzyki, które co noc prześladują jego sumienie, ale nie widział, by płakała. Musiał to przyznać przed samym sobą. Podziwiał odwagę Granger. Nawet podczas wojny nie straciła głowy i myślała cały czas racjonalnie. Uratowała mu życie. Miał wobec niej dług. Ciągle słyszał w głowie jej krzyk „Uważaj!”. Widział ścianę, która w kawałkach leciała wprost na niego. Czuł dotyk jej delikatnej, choć poranionej dłoni, która pociągnęła go w stronę życia. Zatapiał się w czekoladowych oczach, które patrzyły na niego z ulgą. On niestety nie zrobił tego wszystkiego dla niej. Przeraźliwy krzyk bólu, złowieszczy krzyk ciotki i nic… Współczuł jej, ale bał się cokolwiek zrobić. Krył Pottera, właśnie… To jedyny czyn, który sprawił, że nie wylądował w Azkabanie. Teraz patrzył jak skąpana w blasku księżyca dziewczyna, niczym piękna nimfa, ukazywała światu tylko jedną łzę, która lśniła jak najpiękniejszy kryształ.
     Syriusz oglądał tą dziwną dwójkę z lekką dezorientacją. Nie rozumiał, dlaczego mimo strapionej twarzy, chłopak nie podchodzi do dziewczyny, by ją pocieszyć. Choć z drugiej strony w jego głowie narodził się plan. Dlaczego Casanova Hogwaru miałby nie zacząć podbijać do tak uroczej dziewczyny jaką jest szatynka? Do tego jak widać blondyn nie był chłopakiem Gryfonki.
     W końcu Draco wziął się w garść. Może i Granger go irytowała, ale był jej winny przysługę. Wziął głęboki oddech i podszedł do dziewczyny. Musiał się z nią pogodzić i znaleźć wspólny język. W tych czasach mogli ufać tylko sobie. Delikatnie położył swoją rękę na jej ramieniu. Poczuł drżenie ciała. Odwróciła się. Znów jej piękne, czekoladowe oczy, teraz lekko zaszklone, spotkały się ze stalowoszarym spojrzeniem Malfoya. Teraz zrozumiał. Ona i Złota Trójca stanowili całość, bez nich Granger nie mogła być w pełni sobą. Teraz ponosił odpowiedzialność za dziewczynę. Miał lekkie poczucie winy za całą tą sytuację, czego oczywiście nie wyraził głośno. Bez słowa, trochę nieporadnie, objął dziewczynę. Starał się przekazać jej gest, którym go od czasu do czasu obdarzała matka. Hermiona na początku biernie wpadła w ramiona Ślizgona, otwierając szeroko oczy, jednak czując ciepło bijące od blondyna, oddała delikatnie uścisk. Potrzebowała tego.
     Syriusz znów był zszokowany. Patrzył na dwójkę z zaskoczeniem. Z jednej strony był zdziwiony gestem Smoka, a z drugiej chciał się dowiedzieć dlaczego do tej pory tylko się kłócili.
     Po chwili jednak przybysze z przyszłości oderwali się od siebie. Hermiona spuściła wzrok lekko zawstydzona swoją słabością.
     – Chyba muszę cię przeprosić i podziękować, Granger – oznajmił cicho Malfoy – Musimy zawrzeć sojusz. Najprawdopodobniej trafimy do innych domów, a raczej na pewno. Mimo to musimy trzymać się razem. Możemy liczyć tylko na siebie. Nawet Dumbledore nie może wiedzieć tego wszystkiego, co kryją nasze umysły.
     – Tu się zgadzamy – przytaknęła.
     Draco wyciągnął dłoń. Złączyli je w uścisku. Chłód jego skóry zetknął się z gorącem Gryfonki. To był niezwykły gest. Jeden z nielicznych, a może i jedyny, sojusz ślizgońsko-gryfoński w latach siedemdziesiątych. W czasach, gdy do władzy dochodził Voldemort, a świat dzielił się na Śmierciożerców i resztę… zdrajców krwi, mugolaków i mugoli.
     – Mamy już formalności za sobą. Mogę ci zadać jedno pytanie?
     Blondyn spojrzał na nią zaskoczony. W sumie nie wiedział jak zareagować. Bał się pytań szatynki. Obawiał się, że zacznie go obwiniać, pytać dlaczego został Śmierciożercą. Z drugiej strony, chyba tego wymagał sojusz. Po chwili ciszy kiwnął głową.
     – Dlaczego mnie nienawidziłeś? – spytała ledwo dosłyszalnie członkini Złotej Trójcy.
     Malfoy rozszerzył oczy. Nie sądził, że Granger zada mu takie pytanie. W głębi duszy znał odpowiedz. I może w końcu warto jej to powiedzieć.
     – Nie nienawidziłem cię Granger. A raczej musiałem cię nienawidzić – mruknął. – Zauważyłaś, że w pierwszej klasie ani razu nie nazwałem cię szlamą? – spytał, na co ona kiwnęła głową. – Wtedy nie wiedziałem jakiego jesteś pochodzenia. Spodziewałem się, że jesteś półkrwi, bo nazwiska Granger nie znałem wśród arystokracji. Nie mogłaś być przecież mugolaczką, myślałem. Najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclaw musiała mieć choć z jednej strony błękitną krew. Jak bardzo się myliłem. Wiesz, że nawet chciałem do ciebie zagadać z Blaisem, ale powstrzymywała nas tylko ta cholerna granica pomiędzy domami. Ślizgoni i Gryfonka nie mogli się przyjaźnić. Gdy w wakacje wróciłem do domu, mój ojciec już wiedział wszystko o Złotej Trójcy. Nawet nie wiesz jak bolał mnie mój pierwszy Cruciatus ze strony ojca. Nie darował mi, że mugolaczka ma lepsze wyniki w nauce niż dziedzic Malfoyów. Rzucone na mnie Crucio nauczyło mnie nienawiści do ciebie. W drugiej klasie pierwszy raz nazwałem się szlamą. Już wtedy ci zazdrościłem. Może nie byłaś czystej krwi, ale miałaś normalną rodzinę, wspaniałych przyjaciół i opinie najzdolniejszej czarownicy w roczniku. W trzeciej klasie mnie walnęłaś, należało mi się. Powiem ci, że masz mocny prawy sierpowy – zaśmiał się nerwowo i nabrał głębokiego oddechu. – W końcu nadeszła wojna. Trafiłaś do Malfoy Manor. Wtedy byłem pewny, że cię nie nienawidzę. Podczas wojny uratowałaś mi życie, mimo że od mojej rodziny doświadczyłaś tak wiele bólu. Po powrocie do szkoły, wszystko było inne. My arystokraci staliśmy się obiektem wzgardy, a ty bohaterką, jedną z najmłodszych laureatek Orderu Merlina Pierwszej Klasy. Ślizgoni zaczęli się wam podlizywać. Nie mogłem na to patrzeć. Nie ze względu na to, że nienawidzę Gryfonów, było to dla mnie niehonorowe, choć Diabeł faktycznie polubił wasze towarzystwo.
     Hermiona patrzyła na niego zszokowana. Nie spodziewała takiego sprawozdania z jego ust. W ogóle to najdłuższa wypowiedz jaką miała zaszczyt wysłuchać z jego arystokratycznych ust.
     – Nie wiedziałam – mruknęła. Nie spodziewała się, że Malfoy przeżywał taki koszmar w domu.  W porównaniu z jego opisem życie Harry’ego u Dursleyów było jak z bajki. Spojrzała w oczy Malfoya. Z jego stoickiej postawy nic nie mogła odczytać, ale tam trafiła na fragment jego duszy. Znalazła ciepiącego chłopca, który musiał szybko dorosnąć. Nie wiedziała co zrobić. Delikatnie złapała jego dłoń i pociągnęła na ziemię. Razem usiedli na zimnej posadzce i spojrzeli w niebo. Czarną przestrzeń przecięła spadająca gwiazda, która do złudzenia przypominała Granger spływającą łzę. – Pomyśl życzenie, może twój los się odmieni. Tylko błagam, nie wyślij nas jeszcze dalej w przeszłość – zaśmiała się Gryfonka.
     Draco rzeczywiście pomyślał życzenie. Dopiero po fakcie zdał sobie sprawę, że pierwsza myśl jaka mu wpadła do głowy, to marzenie, by mógł się częściej czuć tak jak teraz. Pokręcił głową i prawie niedostrzegalnie, ku zdziwieniu Hermiony, wtórował jej śmiechem.
     Syriusz po usłyszeniu tego wszystkiego był bardziej zdezorientowany niż wcześniej. Teraz nie wiedział, czy dziwna dwójka urwała się z wariatkowa, czy może po prostu była z przyszłości. Zrozumiał, że według ich wersji wydarzeń miał do czynienia z synem Lucjusza, który gada i przytula mugolaczkę, która może niewiele starsza od Blacka ma Order Merlina Pierwszej Klasy. Opowiadali o świecie według Huncwota idealnym, gdzie arystokraci pozbawieni byli wpływów, o świecie, gdzie nie było Voldemorta. Z drugiej strony całkowicie rozumiał blondyna. Wiedział jak wygląda życie w arystokratycznych rodzinach, a opis jego przeżyć idealnie pasował do tych Łapy. Choć może Syriusza były i gorsze. Chyba nie ciężko się domyślić, jak rodzina Blacków potraktowała zdrajcę krwi w swoim jakże szlachetnym rodzie.
     – Idę się kimnąć, Granger – oznajmił Draco i powoli zaczął wstawać. – Tobie też radzę.
     – Skąd u ciebie takie niemoralne propozycje, Malfoy? – odparła ze śmiechem.
     – Nieładnie, Granger. Wiem, że mnie pragniesz, ale żeby aż tak się pchać. To nie pasuję do pupilki McMinusDziesięćPunktów.
     – Chyba w twoich marzeniach, Malfoy. Sam chciałeś ze mną zostać sam na sam – puściła do niego oko.
     – Granger dziesięć minut mojego towarzystwa i już jest z ciebie rasowa Ślizgonka. Bój się, bo jutro możesz usłyszeć „Slytherin!”.
     – Nad twoją głową na pewno to zaskrzeczy.
     – Czy ty powiedziałaś zaskrzeczy? Masz coś do Slytherinu, Granger?! – uniósł jedną brew.
     – Nic prócz tego, że jesteście zrzędliwymi Wężami.
     – Odezwał się odważny, ale głupi Gryfon!
     – Wypluj to!
     – To ty odwołaj to, co powiedziałaś o Slytherinie!
     Zaczęli piorunować się wzrokiem. Każdy chciał wygrać. Dopiero po dłuższej chwili zdali sobie sprawę, jak ta cała sytuacja była irracjonalna. Hermiona nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Malfoy trochę później wykrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu. W końcu jednak ruszył do wyjścia.
     – Do jutra, Granger – powiedział i udał się ku wyjściu. – Nie siedź tu za długo!
     – Nie musisz się o mnie tak martwić, Dracusiu – oznajmiła to głosem podobnym do większości fanek Smoka – Za chwilę za tobą pójdę.
     – Czekam na ciebie – odparł wyuczonym, sarkastycznym tonem i wyszedł.
     Hermiona została sama. Przynajmniej tak myślała. Miała przy sobie tylko torebkę, a  w niej paczkę z jednym papierosem. Granger nie paliła, może po aferze z rodzicami zaczęła czasami to robić, ale nie tak łatwo uzależnić Gryfonkę. Cały czas miała przy sobie tego jednego papierosa, na ważną okazję. Dziś był idealny dzień. Pośpiesznie odpaliła fajkę i nabrała oddech, rozkoszując się zapachem, który zdążyła polubić. Jej spokój przerwał dźwięk spadającej monety. Pospiesznie odwróciła się w stronę hałasu i bez zastanowienia rzuciła Drętwotę. Woja zrobiła z nią swoje i Gryfonka stała się przezorna. Usłyszała huk uderzającego ciała. Pobiegła w tamto miejsce. O ścianę opierał się obolały, ale cały chłopak - Gryfon. Specjalnie włożyła w to zaklęcie jak najmniej mocy, by ewentualny uczeń nie zemdlał. Spojrzała uważniej na chłopaka. Nie trudno zauważyć, że był bardzo przystojny. Czarne, sięgające prawie ramion włosy, szare oczy, idealna postura i ta twarz. Hermiona już ją gdzieś widziała. Chwilkę jej zajęło poskładanie wszystkich faktów w całość.
     – Syriusz – wyszeptała z uśmiechem i bez namysłu przytuliła go. Właśnie spotkała człowieka, o którym sądziła, że nie żyje. Bo nie żył… W 1998 roku. Pośpiesznie sprawdziła, czy nic mu nie zrobiła. –Przepraszam. Nie wiedziałam kim jesteś – zaczęła się tłumaczyć.
     – Nie martw się, Mała, za takie powitanie nie będę ci tego wypominać – powiedział z uśmiechem.
     Dopiero teraz zrozumiała, że to nie jest Black, którego poznała. Ten jak widać był na etapie nieodpowiedzialnego gówniarza. To nie ten Łapa po latach spędzonych niesłusznie w Azkabanie; człowiek doświadczony przez los. Miała przed sobą nieodpowiedzialnego Gryfona, a z takimi trzeba było krótko, zwięźle i na temat.
     – Nie jesteś osobą, za którą cię wzięłam – mruknęła zawiedziona.
     – A tak… Znasz mnie w przyszłości – zażartował. Szkoda, że nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
     – Widzę, że długo sobie posłuchałeś – powiedziała z nutką smutku w głosie – Jestem zmuszona temu zaradzić. Nie chcę, by Huncwoci poznali mój mały sekrecik. Nie martw się, jedno Obliviate wystarczy – wysyczałam.
     – Chyba za długo przebywasz z tym Ślizgonem, kochana. Chyba możemy się dogadać.
     Hermiona dmuchnęła papierosowym dymem prosto w twarz Blacka. Na jej ustach pojawił się sarkastyczny uśmiech. Może i zachowywała się ślizgońsko, ale niestety wojna nauczyła jej tego i owego, przede wszystkim ważne jest przetrwanie, a nie zależało jej na plotkach w całym Hogwarcie.
     – Co proponujesz, Black? – zapytała swoim normalnym głosem.
     Zmiana tonu głosu Hermiony z jednej strony uspokoiły Syriusza, a z drugiej zaczął jeszcze bardziej się obawiać, po usłyszeniu swojego nazwiska z jej ust. Nie, raczej to nie strach, a raczej dziwny dreszcz, że nieznana ci osoba wie kim jesteś.
     – Zapomnimy o całej sytuacji? – zaproponował z zawadiackim uśmiechem.
     – Chciałabym, ale stałeś się niebezpiecznym zagrożeniem. Nikt nie powinien wiedzieć o mojej małej podróży z Malfoyem.
     – Wieczysta przysięga – zaproponował pewnie.
     Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. Gryfoni są porywczy, a on bez namysłu mógł zaproponować takie rozwiązanie. Jednak nie widziała w jego oczach niepewności, tylko powagę i zrozumienie.
     – Wiesz jaka to poważna sprawa? – spytała, na co kiwnął głową. – Nie ma mowy. Jesteśmy odważni, ale jest różnica pomiędzy odwagą, a brawurą. Umówmy się inaczej. Jak piśniesz słówko, nie dość, że wymarzę pamięć tobie i każdej innej osobie, to w prezencie dodam jakąś paskudną klątwę. Nie martw się, znam się na rzeczy.
     Chłopak bez słowa uścisnął jej rękę i obiecał, że nikomu nie powie. Chciał ją jeszcze zatrzymać, ale Hermiona udała się ku wyjściu bez słowa. Wiedziała, że nie będzie wstanie zasnąć, ale chciała choć poleżeć w ciszy i spokoju.
***
     Następnego dnia Hermiona i Draco ubrani już w szkolne mundurki stali przy wejściu do Wielkiej Sali. Malfoy opierał się o mur i lustrował wzrokiem każdą wchodzącą dziewczynę. Granger nie była wstanie podnieść wzroku. Jej proste włosy skutecznie uniemożliwiały jej obserwowanie zbierającego się tłumu. Przez tą bezsenną noc z nudów wzięła się za włosy. Niepodobne do nadwornej kujonki Hogwartu, ale prawdziwe. W końcu podniosła wzrok, zauważyła, że ona i jej towarzysz są obiektem obserwacji wszystkich stołów. Zerknęła na stół Gryfonów. Nie wiedziała dlaczego przez chwilę miała nadzieję, że ujrzy znajome twarze. Wszyscy byli obcy, całkiem nieznani. Aż natknęła się na rozczochraną, ciemną czuprynę. Uśmiechnęła się mimowolnie na znajomy widok. Jej serce już dawno krzyczało „Harry”. Nagle ich oczy zetknęły się. Nawet z odległości kilku metrów zauważyła, że to nie jest znajoma zieleń, ale ciepły brąz, nawet podobny do jej koloru oczu. Poczuła ukłucie. Wiedziała, że to James Potter. Teraz przypomniała sobie bardzo ważne słowa dyrektora. „Nie możecie zmieniać przyszłości. Każda zmiana może mieć opłakane skutki. Uratujecie osobie, która ma nie żyć, życie, umrze za nią ktoś inny. Życie za życie, śmierć za śmierć… Nie możecie również mówić o swoich czasach, nawet mnie.” Wiedziała, że nie może nikogo uratować, ale jak powiedzieć Harry’emu, że widziała jego rodziców i w sumie mogła ich uratować, ale tego nie zrobiła. Harry zrozumie… On też nie poświęciłby innego istnienia… Hermiona poczuła na sobie czyiś wzrok. Syriusz… Gdy spojrzała na niego, automatycznie puścił jej oko. Dziewczyna nieznacznie zarumieniła się na ten gest.
     Malfoy w ciszy obserwował dziewczynę. Domyślał się jakie w jej głowie kotłują się myśli. Jego wzrok też skierował się na Syriusza. Wiedział dlaczego tak naprawdę nie spodobało mu się jak patrzy na Hermionę Black. Znał ten wzrok. Wielokrotnie jego oczy miały ten sam wyraz. Łapa patrzył na łup. Draco sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo się tym przejął. Właśnie, obiecał ją chronić, a Gryfon stał się zagrożeniem dla szatynki. Nagle złapał się na tym jak głupia jest ta myśl. Nigdy nie był obrońcą niewinności Granger.
     – Proszę o chwilę ciszy! – po sali rozniósł się głos dyrektora. – Z jednodniowym opóźnieniem przybyli do nas uczniowie z wymiany ze szkoły Beauxbatons, którzy zostaną przydzieleni do odpowiednich domów. Alexandre Malfoy!
     Po pomieszczeniu rozległy się szepty. Każdy zauważył w Draco krewnego Lucjusza. Wyglądali wręcz identycznie. To, że pochodził z Francji nie było zaskoczeniem. Każdy wiedział, że ród Malfoyów zamieszkuje wiele zakątków Ziemi. Nikt też nie zaskoczył się werdyktem Tiary Przydziału, która nawet nie dotykając głowy blondyna, oznajmiła:
     – Slytherin!
     Ślizgon ruszył ku uradowanemu stołowi Domu Węża. Został powitany gromkimi oklaskami. Draco też przez chwilę poczuł się jak u siebie, w końcu. Choć widok Severusa Snapa, prefekta, który chłodno podaje mu dłoń, lekko go rozbawił. Nie sądził, że jego ojciec chrzestny zdobędzie się na taką czułość. Z drugiej przypomniał sobie nieprzyjemne chwilę. Wiele mu zawdzięczał. Nie chronił tylko jego życia, ale i powstrzymał przed splamieniem duszy. Teraz wydawało się, że ma okazję uratować jego, ale nie może… Wiedział, że byli tu z Granger intruzami i nie mogą zmieniać przebiegu historii. Może tylko obserwować jak jego nauczyciel eliksirów powoli staje się Śmierciożercą, może już nim był… Nieznacznie ścisnął pięści. Po co los zesłał go do tej przeklętej przeszłości. Miał się tak po prostu przyglądać, jak jego bliscy kończą jako największe wyrzutki świata magii!
     – Hermiona Lacroix! – usłyszał znów głos Dumbledore’a.
     Tak, Gryfonka była wściekła za to, co Ślizgon ustalił z dyrektorem. Nawet teraz Draco widział moment zawahania w ruchach Granger. Zrobił to dla jej dobra. W tych czasach bardzo ciężko być mugolakiem, ona też to rozumiała. Już wystarczająco przeszła podczas wojny, by znów stać się obiektem prześladowania. Dzięki Bogu Dumbledore miał dłużników w rodzie Lacroix, arystokratów z Francji, zgodzili się, by na krótki okres czasu jakaś dziewczyna przyjęła ich nazwisko. Po porannej kłótni przyznała rację, że to nazwisko ułatwi im wzajemny kontakt. Gryfonka i Ślizgon, to dopiero dziwna sprawa, ale mugolaczka i arystokrata to dopiero problem. Nie żeby Draco nadal pozostawał strasznym rasistą, ale to ciężkie czasy, Czarny Pan dochodzi do władzy, a on musi ochronić dziewczynę, więc zabicie jej na tle czystości krwi… Nie było takiej opcji.
     Hermiona czuła się co najmniej dziwnie z Tiarą Przydziału na głowie, ponownie… Znów odezwał się głos w jej głowie:
     – Mam z tobą mały problem. Ale chyba ty wiesz jaki, bo z tego, co tu widzę, stoczyliśmy lekką pogadankę już wcześniej, a raczej ją stoczymy. Twój umysł… Nie pozazdrościłaby go sama Rowena… Odwaga, lojalność… Reprezentujesz wszystko czego oczekiwał po swoich uczniach Godryk. Kolejna sprawa… Z tym fałszywym nazwiskiem, pasowałabyś do Slytherinu, najprawdopodobniej byłabyś tam bezpieczna z panem Malfoyem, ale nie mogę tego zrobić… Jest jedno wyjście… Gryffindor!
     Dopiero po chwili dziewczyna zorientowała się, że ostatnie słowo zostało wypowiedziane na głos. Cały stół Gryfonów powstał i zaczął witać koleżankę gromkimi brawami. Dziewczyna w ciszy udała się w stronę rozwrzeszczanych mieszkańców Domu Lwa. Na jej nieszczęście usiadła na jedynym wolnym miejscu pomiędzy Syriuszem, a… Tak przez chwilę była znów pewna, że to Harry. Naprawdę miała ochotę się rzucić brunetowi na szyję. Gdy ten, chyba pod jej natarczywym wzrokiem oderwał się od zarywania do jakiejś rudej Gryfonki, poczuła jak ukłucie rozczarowania przeszywa jej serce. Widziała już, że to James, ale wciąż jakaś nadzieja tkwiła w jej duszy. Dopiero po dłuższej chwili odważyła się spojrzeć na rozmówczynie okularnika. Te oczy… Mogła należeć tylko do jednej osoby. Lily Potter, a raczej Evans. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że ma możliwość, by ich ochronić, sprawić, że Harry może będzie miał rodzinę, ale nie może tego zrobić… Nie ma prawa zmienić przyszłości. Prawa czasu są surowe. Życie za życie. Ocalę Potterów, ktoś będzie musiał ich zastąpić. Może to okrutne, ale Hermiony nie zniechęcił ten fakt. Raczej coś innego. Jeśli przeżyliby Potterowie, może nikt nie powstrzymałby Voldemorta, nadal panoszyłby się po świecie. Może by się nie dostała do Hogwartu, zginęłaby jako szlama. To wydarzenie jest tak ważne w historii, że jego zmiana mogłaby pozbawić życia tysiące osób. Może i w końcu samego Harry’ego. 
     – Hej! – krzyknął chórek Gryfonów, który oderwał Mionę od rozmyślań.
     – Salut – wypaliła po francusku, po czym zakrywając usta na znak pomyłki, poprawiła się – Hej!
     – Faktycznie jesteś z Francji – oznajmił mądrze James.
     Koleżanka z krzesełka obok spojrzała na niego krytycznie, łapiąc się za głowę. Chyba elokwencja jej współdomownika nie zachwycała Lily Evans.
     – Zawsze uważałam, że jesteś niezwykle spostrzegawczy, Potter – syknęła.
     – Dzię… – zaczął.
     – Szkoda, że tylko na boisku – ucięła.
     – Zawsze ci mówiłem, Rogaczu, Rude to wredne – dodał z miną mędrca Syriusz. – Ja preferuję szatynki – powiedziawszy to, spojrzał wymownie na pannę Granger.
     W pierwszej chwili Hermiona się zarumieniła, ale po chwili jej twarz stała się zacięta i skupiona, zupełnie jak wtedy, kiedy zastanawia się nad jakimś trudnym zadaniem.
     – Widzisz Black, tak jak ty nie przepadasz za rudymi, tak ja nie za bardzo lubię brunetów – oznajmiła, nakładając ziemniaki.
     – Skąd znasz jego nazwisko? – spytał Remus.
     Dziewczyna spojrzała w mądre oczy prefekta Gryffindoru. Wiedziała, że musi być bardziej ostrożna, zwłaszcza gdy jest sama. Najlepiej byłoby, gdyby pilnowali się nawzajem z Malfoyem. Dzięki Bogu, od razu wiedziała jak wytłumaczyć ową nadmierną wiedzę.
     – Wśród arystokracji szybko rozchodzą się plotki. Zwłaszcza o Blacku, który został Gryfonem – oznajmiła.
     – Masz jakieś obiekcje na temat czystości krwi? – zapytał James.
     Hermiona nie mogła powstrzymać śmiechu. Nie mogła uwierzyć, że ktoś pyta mugolaczkę o to, czy dyskryminuje czarodziei nie czystej krwi. Dopiero po chwili spojrzała na zdziwione miny Gryfonów. Zdała sobie sprawę, że wygląda dziwnie.
     – Dlaczego miałabym mieć? Ja mam moc i oni mają moc. Oczywiście jestem czystej krwi, a moi rodzice pewnie w przyszłości zwiążą mnie z arystokratą, ale nie czuję obrzydzenia, ani wyższości nad innymi czarodziejami.
     – Widzisz to dobrze się składa, spłodzimy razem cudowne dzieci, wiesz? Będą małymi, rozpuszczonymi arystokratami, ale pójdą do Gryffindoru – oznajmił rozpromieniony Syriusz.
     – Czy ja ci nie mówiłam, że nie lubię brunetów.
     – To jakich mężczyzn preferujesz?
     – Blondynów!
     Huncwoci i Lily spojrzeli na Hermionę wymownymi spojrzeniami. Obracali się to w jej stronę, to ku Ślizgonom, a raczej jednemu… Malfoyowi. Dopiero po chwili Granger zorientowała się, co jej koledzy sugerowali. Spaliła buraka, nawet nie wiedząc dokładnie dlaczego. Dlaczego nie powiedziała, no nie wiem rudych? W końcu prędzej powinna pomyśleć o Ronie niż Draco. No cóż to nie było całkiem niezrozumiałe. To właśnie z tym wkurzającym blondynem, wylądowała w latach siedemdziesiątych. To dlatego nie mogła go pozbyć się z myśli. Mimowolnie spojrzała na Ślizgona spojrzeniem typu ratuj. Chyba wyczuł jej wzrok, bo zerknął na nią równie niezadowolony z otoczenia. Oboje czuli się jak w potrzasku, uwięzieni bez możliwości ratunku. On pomiędzy Wężami, ona pomiędzy Lwami.
     – Naprawdę jesteś z Malfoyem? – zapytał Syriusz, prawie wypluwając ostatnie słowo.
     Hermiona naprawdę się zirytowała. Mówił o nim z taką pogardą, jakby go znał. Prędzej to ona miała do tego prawo, ale nie dręczyła go. Wiedziała, że wgłębi serca Draco ma wiele dobra, ale i nie jest na tyle odważny by się przeciwstawić normą, choć cierpienie sprawia mu zadawanie bólu. Być może w tych czasach znów będą musieli dokonać wyboru, tego Hermiona najbardziej się bała. Skąd mogła mieć pewność, że blondyn nie postąpi jak dawniej. Nie chciała, by znów stanęli przeciwko sobie. Potrzebowała go, a on jej. Tylko sobie mogli ufać.
     – Dlaczego tak zwracasz się do niego? Nawet go nie znasz – mruknęła do Blacka.
     – Znam ludzi jego pokro…
     – No nie mów to samo mogłabym powiedzieć o tobie!
     Trafiła w czuły punkt. Syriusz nienawidził kiedy wypominano mu pochodzenie. On nie był jak reszta jego rodziny.
     – Nic nie wie… – zaczął, ale znów mu przerwano.
     – Masz racje, ale ty też mało wiesz o nim- odparła.
     W sumie sama nie wiedziała, dlaczego tak broni Malfoya. Z jednej strony może dlatego, że wygodniej będzie się jej z nim kontaktować, a z drugiej, że naprawdę sądziła, że Draco nie jest taki zły jak go wszyscy malują.
     Malfoy przyglądał się Gryfonce. Widział, że chyba nie za bardzo radzi sobie w nowym towarzystwie. Nie dziwił jej się, siedziała w towarzystwie rodziny jej najlepszego kumpla. Zmarłej rodziny… Nawet nie wyobrażał sobie jaka burza musiała przechodzić przez jej umysł. On też nie czuł się za dobrze. Siedział obok Severusa Snape’a, jego ojca chrzestnego, zresztą zmarłego, który wciąż patrzył na niego podejrzliwie. Nie mógł się nadziwić jak ten skryty nietoperz raz po raz zerka na rudą Gryfonkę, w sumie całkiem ładną. Nie sądził, że czarnowłosy może darzyć kogoś uczuciem, a zwłaszcza przedstawicielkę Domu Lwa. Po jego lewej stronie siedział czarnoskóry Malcolm Zabini. Ojciec jego przyjaciela, którego nigdy nie poznał. No cóż, gdy poznał Diabła, jego matka miała już czwartego męża i ogromny majątek po zmarłych małżonkach. Może i Caroline Zabini była specyficzną kobietą, ale posiadała wiele uroku, którego niejeden by pozazdrościł. Do tego uroda. Nie dziwił się, że wszyscy ci bogacze lgnęli do niej jak ćmy do lampy. Sam ją bardzo lubił. Gdy przebywał u Blaise’a, traktowała go jak drugiego syna, raz po raz rozśmieszając przyjaciół wyszukanymi dowcipami, albo anegdotkami z jej życia.
     – Ona naprawdę jest od tych Lacroix? – spytał zdziwiony Amycus Carrow.
     Draco spojrzał przenikliwie w oczy Ślizgona. Nienawidził go. Podczas wojny był nauczycielem, lubującym się w torturowaniu uczniów. Jeden z najgorszych psów Voldemorta. Draco zdawał sobie sprawę, że zapewne już teraz należy do Śmierciożerców. Po chwili bez słowa kiwnął głową na znak potwierdzenia.
     – Nie wiedziałem, że to zdrajcy krwi. Nie dość, że Gryfonka, to jeszcze rozmawia z tym plugawym Blackiem.
     Malfoy zacisnął pięści. Wiedział, że to jego pierwsza próba. Obiecał ją chronić i bronić. Nie może pozwolić, by ten obrzydliwy Carrow obrażał Hermionę.
     – Zamilcz! Wiesz kogo posądzasz o takie rzeczy? Ciesz się, że jestem wyrozumiały i nie powiem tego Lacroix. Jej rodzina nie miałaby obiekcji przed pójściem z tą obrazą do Wizengamotu. Uwierz, może i masz dużo forsy, ale w porównaniu z Lacroix nic się nie liczysz. Owszem rozmawia  nimi, ale zna reguły i wie, że jej przeznaczeniem jest ślub z czystokrwistym czarodziejem i podtrzymanie żywotności rodu.
     – Mówisz jakbyś był jej narzeczonym – odparował lekko zirytowany Amycus.
     – Potencjalnym, jak każdy arystokrata – oznajmił i znów spojrzał w kierunku Granger. Wiedział, że nie sprawi, by Gryfonka przestała gadać z Gryfonami, co byłoby o wiele korzystniejsze. Mimo wszystko obiecał sobie, że odwdzięczy się szatynce.
     Obydwoje czekali na siebie po kolacji. Po wyjściu wszystkich potrafili tylko spojrzeć sobie w oczy. Nie musieli nic mówić, oboje wiedzieli, co drugie czuje. Odważna Gryfonka i podły Ślizgon czuli strach. Obawiali się przyszłości, że już nigdy nie wrócą. Nie chcą przeżywać kolejnej wojny. Znów wybierać strony…
     – Spotkamy się dziś? – spytała cicho, spuszczając wzrok. Kiwnął głową i rozeszli się w przeciwne strony.
     W Pokoju Wspólnym pojawiła się oczywiście później niż wszyscy. Huncwoci właśnie biegli do niej z butelką Ognistej.
     – Witaj w Gryffindorze! Chyba musimy to opić, Hermiono! – krzyknął Syriusz i James.
     – Ani mi się ważcie! –krzyknęła Lily, piorunując wzrokiem Rogacza, a przy okazji dumnie pokazując odznakę prefekta naczelnego. – Potter, wstydź się! Jako prefekt naczelny powinieneś bardziej zwracać uwagę na zasady!
     – Evans nie bądź taka! Trzeba powitać nową uczennicę – odseparował okularnik.
     – Lily może odpuść im dziś – dodała cicho jakaś drobna blondynka. Dopiero po chwili Hermiona rozpoznała w niej Alicję Longbottom. Widocznie ona i ruda były przyjaciółkami.
     – Dobra, możecie się napić, ale jak zobaczę, że jesteście pijani, nie ręczę za siebie.
     Syriusz i James dosłownie rzucili się na biedną Evans i zaczęli ją przytulać. Granger zaś była myślami całkiem gdzie indziej. W sumie dziś miała ochotę się napić. Na chwilkę zapomnieć.
     – Polewajcie! – rzuciła szatynka i dosłownie runęła na kanapę.
     Chłopców nie trzeba było prosić dłużej. Po jednym zdziwiony spojrzeniu wzięli się za rozlewanie alkoholu. Gryfonka już miała szklankę z Ognistą przy ustach, gdy się zawahała. A co, jeśli przesadzi? Pijani ludzie robią głupie rzeczy. Na przykład mówią za dużo. Choć jeden łyczek nikomu nie zaszkodził. Po prostu nie może pić więcej. Zresztą to może być świetna okazja. Wiedziała, że James ma pelerynę niewidkę i Mapę Huncwotów przy sobie, jeśliby spili się na trupa, mogłaby pożyczyć owe przedmioty i spokojnie pójść do Malfoya. No i się zaczęło. Huncwoci pili do upadłego, a Hermiona udając lekko podpitą dolewała sobie ognistej, która oczywiście nie lądowała w jej przełyku. Zdziwiła się, że tak ciężko upić ich zgraje. Mieli naprawdę silne głowy, zwłaszcza, że wypili już dwie ogniste na czwórkę. Jeszcze wymyślili grę w butelkę. Niestety, Miona została sama, gdyż dziewczyny po godzinie przesiadywania poszły spać.
     Pierwszy kręcił James. Wypadło na szatynkę, która zmuszona była brać wyzwania, gdyż prawda nawet nie wchodziła w rachubę. Nie była świetnym kłamcą, a do tego chłopcy posiadali fałszoskop.
     – Pocałuj Łapę – zaśmiał się.
     Im było do śmiechu, ale jej wcale. Niepewnie podeszła do Blacka, który oczekiwał jej z zadowoleniem. Nie mogła się doczekać, kiedy padną w końcu upici. Właśnie ma pocałować chrzestnego jej przyjaciela. Normalnie w życiu nie zagrałaby w tę chorą zabawę, ale zależało jej na celu. Nachyliła się nad Syriuszem, a on wplątał swoją dłoń w jej włosy. Nawet lekko pijany Gryfon nieziemsko całował. Hermiona dosłownie czuła, jakby się unosiła, gdy on delikatnie pieścił jej usta. Przez chwilę zapomniała nawet o zażenowaniu, że całuje się z Syriuszem Blackiem. Niestety w pewnym momencie i to do niej dotarło. Pośpiesznie oderwała się od Łapy i czerwona usiadła na swoim miejscu w towarzystwie okrzyków towarzystwa.
     Zabawa trwała jeszcze przez godzinę, ale odbyło się bez większym incydentów. Chłopcy usnęli na podłodze dopiero po wypiciu trzeciej flaszki. Hermiona wyszeptała „Lumos” i w delikatnym świetle ruszyła w stronę Jamesa. Spał dokładnie na przedmiotach, na których jej zależało. Kropelki potu pojawiły się na jej twarzy. Delikatnie, krok po kroku zaczęła wyjmować mapę i pelerynę spod cielska Huncwota. Nawet nie zauważyła, że ktoś ją od dłuższego czasu obserwuje.
     – Nie uważasz, że nie ładnie spijać kolegów, a potem ich okradać? – usłyszała głos tuż nad swoim uchem.
     Pospiesznie odwróciła się. Ze złośliwym uśmiechem obserwował jej poczynania Syriusz, który wcale nie był tak pijany jak myślała.
     – Obserwowałem cię, więc i ja odmówiłem sobie przyjemności picia. Nie sądziłem, że wiesz o naszych skarbach. Trzeba było o nie po prostu poprosić, a tak chyba ci ich nie dam, a zwłaszcza na schadzkę z Malfoyem.
     Hermiona spiorunowała go wzrokiem. Nie przewidziała, że Black może ją przechytrzyć. Niech mówi, co chce, ale miał w sobie zadatki na Ślizgona. Ona zaś uczyła się trochę od Malfoya.
     – Nie potrzebuję waszych, jak to powiedziałeś, „skarbów”. To tylko gryfońska ciekawość. Ty chyba najlepiej wiesz, o czym mowa. Umówmy się tak, ty mi dajesz ten świstek papieru, a ja nie rzucam w ciebie czymś paskudnym, na przykład klątwą.
     – Już taką umowę zawiązaliśmy wczorajszej nocy. Mam inny pomysł – powiedział z wesołym uśmiechem – Za tydzień jest wyjście do Hogsmeade i może udałabyś się tam ze mną, w zamian za mapę, oczywiście, na tę noc.
     – Nie, pożyczysz mi ją zawsze kiedy będę jej potrzebować, a ja pójdę z tobą w najbliższym czasie do Hogsmeade.
     – W sumie może być i tak, będziesz chciała pójść ze mną na kolejną randkę.
     – To nie randka – warknęła, po czym Syriusz bez zbędnej delikatności wyrwał mapę kumplowi, który, o dziwo, nawet nie drgnął.
     – Nie masz żadnych wątpliwości w zdradzaniu waszej tajemnicy? – zapytała zaskoczona.
     – Przecież widzę, że wiesz, co to jest i pewnie umiesz nawet tego używać. Bardziej mnie niepokoi, że udało się jednak komuś oprócz Huncwotów korzystać z mapy.
     – Będziecie mieć godnych następców w przyszłości – mruknęła, przypominając sobie uśmiechy braci Weasley. – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – szepnęła.
     Syriusz nadal patrzył na nią zszokowany. Spodziewał się, że zna tajemnice, ale patrząc jak ten fakt się urzeczywistnia nie był zachwycony. Tajemnica Huncwotów jest w rękach dziewczyny.
     Hermiona prędko rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i ruszyła ku wieży astronomicznej, gdzie malowała się kropka Malfoy.
     – A on wie? – usłyszała jeszcze ostatnie pytanie Blacka.
     – Nie, nigdy się nie dowie – odparła, zgodnie z prawdą. Draco nie musiał wiedzieć o mapie.
     Szybkim krokiem udała się na miejsce spotkania, co ,dzięki Bogu, udało się bez większych przeszkód. Malfoy już czekał, odwrócony do niej plecami.
     – Cześć – przywitała się cicho. Chłopak skinął głową i gestem dłoni wskazał, by podeszła, co Granger skrzętnie wykonała.
     – Musisz jak najbardziej ograniczać spotkania z Potterem, Blackiem i całą tą zgrają. Wiem, że to okrutne, ale znów wylądowaliśmy w środku wojny. Masz nazwisko Lacroix, nie spieprz tego!
     Hermiona popatrzyła na Draco wzrokiem w stylu „ten żart wcale nie jest zabawny”, po czym zaskoczona, zaobserwowała, że Ślizgon mówi całkiem na serio. Nie mogła uwierzyć, że on naprawdę myślał, że będzie się z kimś nie zadawać ze względu na jego status krwi.
     – Myślałeś, że się na to zgodzę? – zapytała.
     – Właśnie się spodziewałem, że raczej nie – oznajmił posępnie. – Przynajmniej trzymaj się mnie. Będę starał się ciebie wybraniać, ale pamiętaj - już w tym momencie połowa mojego domu to Śmierciożercy.
     Granger zaniepokoiły jego słowa. Nadal bała się wyboru Draco. On również zauważył zmianę na twarzy Gryfonki i zrozumiał, co ją niepokoi.
     – Nie mam zamiaru do nich dołączać. Ale chcę również, żebyśmy dożyli do Wigilii i wrócili do swoich czasów.
     Szatynka nabrała głębokiego oddechu. Nie ukrywała, że słowa blondyna pokrzepiły ją i uspokoiły. Musieli tylko przeżyć. Dziwiła się natomiast tym, że Malfoy aż tak bardzo się nią przejmował.
     – Jutro pójdę do biblioteki, poszperam w książkach na temat czasu – oznajmiła z lekkim uśmiechem.
     – A cóżby innego mogła robić Panna-Wiem-To-Wszystko? – odparł lekceważąco.
     Na te słowa szatynka ścisnęła pięści. Co jak co, ale nikt nie będzie jej wypominać, że próbuje naprawić sytuacje, w której się znaleźli przez życzenie Draco.
     – Wiesz, jak jesteś taki mądry, to pójdziesz ze mną, we dwójkę znajdziemy szybciej!
     – Ty naprawdę myślisz, że będę ślęczał w bibliotece?! Niedoczekanie twoje!
     – Nie myślę, tylko tak będzie! Nie będziesz się lenił, gdy ja będę szukała rozwiązania naszego problemu! Choć w sumie mogę pójść z Syriuszem. Jest bardzo chętny na wszelką współpracę ze mną!
     – W życiu nie powierzę mojej przyszłości Blackowi! – oburzył się Malfoy. – Pójdę z tobą. I radzę ci uważać na niego, patrzy na ciebie jak na kolejną zdobycz.
     – To już chyba nie jest twoją sprawą Malfoy – warknęła Hermiona.
     – Tylko potem nie przyłaź do mnie z płaczem Granger.
     – Chyba w najgorszym koszmarze! Jutro mamy razem eliksiry i obronę?
     Przytaknął.
     – Świetnie! Po obronie idziemy do biblioteki.
     Malfoy przybrał kwaśną minę, ale już się nie odezwał. Nie chciał kolejnej bezsensownej kłótni z Gryfonką. Posiedzieli jeszcze chwilkę w milczeniu, rozmyślając na temat obecnych czasów. Oboje z uwagą wpatrywali się w gwiazdy. Ale tylko Hermiona żałowała, że nie przykładała się do wróżbiarstwa i nic nie mogła z nich odczytać.
***
                Rano dziewczyna wstała ledwo żywa i podeszła do lustra. Mimowolnie za pomocą kilku ruchów różdżki poprawiła to i owo. Dopiero po chwili zauważyła walizkę. Musiała przyznać, że dyrektor o wszystko zadbał. Dostała wszystkie potrzebne kosmetyki, ubrania modne w latach siedemdziesiątych i kilka par butów. W sakiewce znalazła pokaźną sumkę galeonów. Uśmiechnęła się do siebie. W tym momencie obudziły się jej współlokatorki - Lily i Alicja. Widząc ich pytający wzrok, Hermiona zdołała wypowiedzieć zdanie wyjaśnienia:
     – Dopiero teraz mi dostarczono bagaże, był jakiś problem podczas naszej podróży. Co mamy na pierwszej lekcji?
    – Eliksiry ze Ślizgonami – mruknęła posępnie panna Evans.
     Gdy dziewczyny dotarły pod klasę, stał tam już Malfoy z Carrowem. Nie zważając na nic powitali się po francusku. W końcu weszli do sali. Okazało się, że wszyscy mieli już swoją parę na eliksirach, dlatego Gryfonka ze Ślizgonem byli zmuszeni do współpracy. No cóż, może i Lily wraz Severusem byli mistrzami eliksirów, ale to wybitni uczniowie jak Draco i Hermiona współpracowali razem. W połączeniu sił, mimo kilku kłótni, stworzyli najszybciej Wywar Żywej Śmierci. Dostali po W i oczywiście zaproszenie do Klubu ślimaka. Jednak po tej dwójce nie można było się spodziewać długiej sielanki. Hermiona chciała przelać zawartość kociołka do flakoników, gdy blondyn postanowił zabawić się jej kosztem i dolał do substancji niepowołany składnik. Granger nie zdążyła zainterweniować, gdy zawartość kociołka wybuchła, plamiąc ją nieprzyjemną mazią.
     -Zabiję cię! – krzyknęła, jak opętana i rzuciła na rozbawionego Smoka zaklęcie Upiorogacka. Twarz Draco momentalnie spoważniała, wręcz wykrzywiła się w strachu. Tą chwilę wykorzystała Miona, która wzięła kociołek z pozostałością eliksiru i wylała ją  na głowę Malfoya. Tym razem to ona zanosiła się śmiechem.
     – Spokój! – usłyszeli głos Slughorna – Odejmuję po 20 punktów Slytherinowi i Gryffindorowi. Posprzątajcie ten bałagan!
     Hermiona dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że dostała opieprz od nauczyciela i była wściekła na siebie, a jeszcze bardziej na Ślizgona. Dziękowała Bogu, że nie dostała szlabanu. Od razu wzięła się do pracy, a wychodzący koledzy z Domu Lwa patrzyli na nią z podziwem.
     – Jesteś idiotą! Wszystko to twoja wina!
     – Nie mogłem się powstrzymać, ale ty to już totalnie przegięłaś – syknął Malfoy.
     Granger nie mogła wytrzymać. Zamachnęła się w celu spoliczkowania Smoka, jednak szybszy chłopak złapał jej dłoń i przygwoździł ją do ściany.
     – Drugi raz ci się nie uda, Granger – szepnął jej do ucha Draco i wolnym krokiem opuścił zdezorientowaną Gryfonkę.
***
                Reszta dnia mijała Gryfonce spokojnie, dopóki nie nadeszła pora na ostatnią lekcję - OPCM. Udała się jak na ścięcie, gdyż akurat miała tą lekcję ze Ślizgonami. Powitała ich nauczycielka o srogim wyglądzie, mająca może około pięćdziesięciu lat. Wyglądała na typową kosę, kopię McGonagall. Czarne włosy spinała w ciasny kok, który podtrzymywał obszerną tiarę. Podłużna, twarz, chmurne spojrzenie i wąskie usta były wprost przystosowane do krzyku, a dzięki szczupłej sylwetce mogła się pojawiać dosłownie wszędzie, nawet w bardzo wąskich miejscach.
     – Witajcie! Jestem nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Nazywam się Emmanuela Basford. Na razie tyle wam wystarczy. Przez pierwsze lekcję, chce sprawdzić wasze umiejętności bojowe. Ktoś chce zacząć? – zapytała, ale nikt się nie zgłosił. Nawet Hermiona wolała się, jak na razie, trzymać na uboczu. – Nikt? To może nasi uczniowie z wymiany, pokażą jak wygląda walka we Francji – powiedziała z wielkim powątpieniem.
     Zdziwieni wybrani, zostali otoczeni na środku sali przez resztę uczniów. Spojrzeli na siebie przelotnie. Znów stanęli do walki przeciwko sobie. Chłopak z Mrocznym Znakiem na przedramieniu i dziewczyna z wyrytym napisem „Szlama”. Oboje świetni, oboje przygotowani przez los, oboje chcący udowodnić swoją wartość.


Czytasz=Komentujesz

Zbetowany przez: Gabcias

środa, 3 czerwca 2015

Prolog

     Deszcz... To jeden z tych sierpniowych dni, gdy ulewa nie daje spokoju. Deszcz... Już sama nie wiem, czy to moje łzy, czy może krople, spadające z nieba, sączą się po mojej twarzy. Deszcz... Słyszę tylko szum spadającej wody. Deszcz... Czuję tylko przemoczone ubranie i przejmujące zimno. Lepsze to niż rozpamiętywanie bólu. Deszcz... Już nic nie widzę, moje oczy są pełne słonych kropel. Deszcz... Jak to pięknie byłoby umrzeć, tańcząc podczas ulewy. Jedno zaklęcie. Dwa słowa. Zielone światło. Deszcz... Koniec. Co mnie powstrzymuje? Jestem tchórzem, tylko tchórze nie radzą sobie z własnym życiem. Jestem Gryfonką, jestem stworzona do walki... Do odwagi. Ale po co? Dla kogo? Czy to złe, że chcę znów z nimi być?! Dlaczego on mógł to zrobić, a ja nie?! Jedno zaklęcie. Dwa słowa. Zielone światło. Deszcz... Koniec... Czy to nie kusząca perspektywa? Bezboleśnie, w obecności deszczu. Wyrzec się tego wszystkiego, przestać być Hermioną Granger, Gryfonem, który przeszkadza mi w byciu szczęśliwą! Dlaczego ta część mnie jeszcze żyje?! Dlaczego nie odeszła w zapomnienie?!
     Dlaczego musiałam stracić wszystko? Co ja zrobiłam? Wojna... To jedno słowo wyjaśnia wszystko. Jeszcze przed pójściem do Hogwartu, uczyłam się o mugolskich wojnach. Czytałam statystyki... I wojna światowa-11 mln ofiar, II wojna światowa- 72 mln ofiar... Były to przerażające informacje, ale nie wywołały u mnie łez, jakiegoś ogromnego smutku. To wszystko było widmem tragicznej przeszłości, odległej dla dziesięciolatki. Po co miałabym zaprzątać sobie głowę przeszłością?
     Po pójściu do Hogwartu, zaczęłam się uczyć o wojnach w świecie czarodziejów. Mimo, że byłam jedyną osobą, nie śpiącą na wykładach historii magii, to były to dla mnie kolejne statystyki, które mój łaknący wiedzy umysł, chłonął jako suche fakty. To wszystko było takie odległe…
     Gdybyś zapytał rok temu Panny-Wiem-To-Wszystko, co to wojna, odpowiedziałaby ci wyuczoną regułkę: zorganizowany konflikt zbrojny pomiędzy narodami, państwami, grupami etnicznymi lub społecznymi. Do tej pory pamiętam... Jednak wojna to coś więcej... Nie ma czegoś takiego jak wojna w dobrej wierze... Wojna to ból, strata i śmierć. Ludzie na wojnie tracą człowieczeństwo. Walcząc, nie patrzysz czy osoba, z którą walczysz chce się poddać, czy jest konająca. Niszczysz wszystko po kolei... Wśród żołnierzy nie ma podziału na dobrych i złych. Bo… Czy można odróżnić zabójstwo od zabójstwa? Tyle razy zdążyłam podczas II bitwy o Hogwart wypowiedzieć zabójcze zaklęcie, ale teraz? Gryfońska dusza nie pozwala mi tak po prostu ze sobą skończyć, choćbym chciała.


     Straciłam wszystko, zyskałam sławę. W zamian za Order Merlina I Klasy, nie mam nikogo, co noc śnię o wojnie... Czy to się skończy? Nie... Jestem samotna, choć otacza mnie tyle osób. Połowa kolegów z pracy deklaruje, że jest moim przyjacielem. Jakoś w szkole, traktowali mnie jak powietrze... Miałam przyjaciół, naprawdę... Mogłam na nich liczyć. Potrafili za mnie życie oddać, ale już nie znieśli zostania przy mnie.
    Hermiony Granger nie ma, umarła podczas II bitwy o Hogwart, pozostała tylko cząstka Gryfonki i miłości... Nigdy nie przestaje się kochać. Mimo zdrady i rozczarowania nie można przestać darzyć kogoś uczuciem. Ufność łatwo się traci, miłości nigdy.  
***
Prolog za nami. Jak wam się podoba? Proszę piszcie w komentarzach ;) 
Pierwszy rozdział pojawi się w tym miesiącu ;)
Zbetowany przez: Gabcias

Czytelnicy