piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 1

Hej :) Witam po przerwie!
Zaczynam od nowa, może znów nie będzie to najlepsze, ale po zastanowieniu, uznałam, że tamte rozdziały są bardzo słabe... Chcę tą historię zacząć od nowa, mam nadzieję, że uszanujecie moją decyzję :)
Wasze rozdziały skomentuję, teraz jadę na wakacje, ale na pewno się za to wezmę, przepraszam...


***
                             Przepychałam się z Harrym przez tłum mugoli. Wynajęliśmy mieszkanie w mugolskiej części Londynu, toteż codziennie musieliśmy przedzierać się przez ludzi pędzących w każdą stronę miasta. Każdego dnia starałam się wychodzić z Harrym i Ronem na spacer, do kawiarni, czy mugolskiego kina. Wciąż chciałam dać im chwilę zapomnienia, jednak wymuszone wypady coraz bardziej mnie męczyły. Moi przyjaciele smętnie wykonywali jakiekolwiek ruchy, a podtrzymywanie rozmowy szło mi coraz gorzej, ciężko jest prowadzić ciągły monolog. Rozumiałam ich, w końcu stracili ważne osoby. Nie poddawałam się, chciałam by choć przez chwilę było jak dawniej. Śmierć Tonks, Lupina, Freda zabolała nas wszystkich, ale Ginny totalnie złamała nasze serca. Pani Weasley stała się cicha, schudła, a jej piękne, rude włosy przybrały siwy odcień. Pan Weasley znikał na całe dnie w pracy, próbując  się odciąć od reszty świata. George nadal zajmował się sklepem, a Ron mu pomagał. Czasami miałam wrażenie, że tylko tam zachowywali się prawie normalnie. Charlie pomagał rodzicom, na razie porzucił pracę w Rumunii. Billy tymczasowo przeprowadził się z Fleur do Nory. Ja nie chciałam, by chłopcy pozostawali w tym domu pełnym wspomnień. Wiedziałam, że przeszłości nie da się uniknąć i wcale tego nie chciałam, w końcu przeżyliśmy w Norze wspaniałe chwile, jednak przeprowadzka do mugolskiego świata rozpędziła trochę czarne chmury, kłębiące się nad naszymi rodzinami. Chłopcy zaczęli jako tako funkcjonować, nawet trenują quidditcha, choć czasami miałam wrażenie, że robili to tylko dla mnie… Bolało mnie, kiedy przechodziłam obok pokoju Harry’ego i słyszałam jego  płacz. Kochał Ginny najmocniej na świecie. Podobno zdążył się jej oświadczyć przed…  Przeklęta Bella, mam nadzieję, że smaży się w piekle!
                Przedzierając się przez tłumy, zerknęłam na witrynę sklepu. Moje włosy były bardziej nieokiełznane niż zazwyczaj, całkiem straciły blask.  Poświęcałam im jeszcze mniej czasu niż kiedyś. Moja skóra wydawała się być wręcz szara na tle czekoladowych oczu. Po wojnie, by zatuszować moje zmęczenie, używałam jakiegoś pudru. Nie chciałam, by chłopcy zaczęli się przejmować i mną. W końcu przestałam się tym zajmować. Naprawdę nie miałam czasu na takie głupoty… Zaczęło mi brakować czasu nawet na normalne jedzenie. Schudłam i to bardzo. Dawne ciuchy i tak zawsze szersze, wygodne, teraz zwisały na mnie jak na wieszaku. Ostatnio rzadko kiedy nie byłam na nogach, chyba jak spałam, co trwa jakieś cztery, pięć godzin.
Na świecie panuje zbyt wielki chaos. Koniec wojny nie oznaczał pokoju. Zakon Feniksa nie rozwiązał jeszcze swojej działalności. Aurorzy nie dawali sami rady z wyłapywaniem Śmierciożerców, którzy ciągle atakowali grupki mugoli, mugolaków i członków Zakonu Feniksa. Każdy czarodziej był potrzebny. Złapaliśmy już wielu popleczników Voldemorta, ale jeszcze wielu cieszyło się wolnością. Przerażało mnie to coraz bardziej, zwłaszcza ze względu na moich rodziców, których jeszcze nie znalazłam. Wciąż ich szukałam, pomagało mi w tym kilku aurorów. Bez skutecznie. Przepadli jak kamień w wodę. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, w końcu to świadczyło, że moja ochrona się na coś zdała, czy też rozpaczać, bo każdego dnia umierałam ze strachu na myśl o nich. Bolało mnie, że nawet nie wiedzieli o moim istnieniu.
                W końcu trafiliśmy do naszego mieszkania. Jak zwykle powalczyłam z zamkiem, nigdy nie potrafię przekręcić klucza w odpowiednią stronę. Po dłuższej chwili staliśmy już w salonie połączonym z kuchnią. Pospiesznie położyłam zakupy na kuchennym blacie. Polubiłam nasz nowy dom. Salon był bardzo przestronny. Urządzony w barwach Gryffindoru, czułam się trochę jak w Pokoju Wspólnym w Hogwarcie. Mieliśmy nawet kominek! Wygodna, czerwona sofa stała naprzeciw telewizora, ta część domu stała się dla Rona ulubionym miejscem. Ja polubiłam kuchnię. Uwielbiałam przesiadywać przy kuchennym blacie na barowym krześle i czytać książki. Dużo gotowałam, nigdy zbytnio się tym nie zajmowałam, ale po kilku próbach uznałam, że to jak eliksiry, tyle że o wiele łatwiejsze.
                – Harry, Ron powinien wrócić ze sklepu za godzinę. Kazałam mu zaprosić George’a na obiad. Pomożesz mi?
                Mój przyjaciel tylko pokiwał głową. Rzadko kiedy się odzywał. Cóż… Cieszyło mnie to, że w ogóle się poruszał. W milczeniu wzięliśmy się do pracy.
                Godzinę później siedzieliśmy już przy stole z braćmi Weasley. George starał się z nami rozmawiać. Byłam mu za to wdzięczna. Właśnie zachwalał moje gotowanie. Mimowolnie spojrzałam mu w oczy. To już nie był wzrok z figlarnym błyskiem, a raczej przypominał ten samotnego starca, który wiele wycierpiał. Nie potrafiłam utrzymać kontaktu wzrokowego.  Czy ja też wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście, czy widać to, że od dawna tylko udaję? Pokręciłam głową.
                – Dziękuję George – odpowiedziałam na jeden z jego komplementów. – Jak wam idzie w sklepie?
                – Całkiem dobrze. Znów przychodzi wiele dzieciaków. Trzeba zrobić zapasy przed wyjazdem do szkoły. W sumie, gdyby nie Ron, nie wiem, czy ogarnąłbym cały ten towar – odparł straszy rudzielec.
                Posiedzieliśmy jeszcze razem godzinę. Ron z Harrym wzięli się za oglądanie jakiegoś mugolskiego meczu, a ja poszłam odprowadzić  George’a.
                – Jak się trzymasz? – wyrzuciłam z siebie pytanie, które nurtowało mnie od dawna.
                – Mógłbym zapytać  o to samo.  Dzięki, Miona, że pomagasz mojemu bratu. Ja… rodzice… jesteśmy tobie wdzięczni. Gdybyś potrzebowała pomocy…
                Uśmiechnęłam się do niego. Nie chciałam go martwić. Przecież dawałam sobie radę. Nie wiem, dlaczego zrobiło mi się tak bardzo przykro. Poczułam, że moje oczy zaczynają piec. Zdołałam wziąć się w garść na te ostatnie minuty.
                – Nie masz się o co martwić. U nas wszystko w porządku. Cieszę się, że przyszedłeś na obiad. Następnym razem weź Angelinę – odparłam z uśmiechem.
                Podszedł do mnie i, z trochę wątpiącą miną, przytulił mnie. Zaskoczona oddałam uścisk. Po chwili go nie było. Mimowolnie ścisnęłam pięści i oparłam się o zimną ścianę. Poczułam ciepłą ciecz spływającą po moich policzkach. Nie miałam już siły trzymać kącików ust w górze. Opadłam na ziemię. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Nie było dobrze! Nigdy nie będzie! Nie miałam już siły… Musiałam wyrównać oddech. Chłopcy nie mogli mnie widzieć w takim stanie. Powoli zaczynałam normalnie oddychać, wytarłam oczy. W szybie okna nie wyglądały już na zaczerwienione. Ostatni wdech, uśmiech na usta i mogłam wejść do mieszkania.
***
                Przedzierałam się od departamentu do departamentu. Byłam po kolejnej misji. Złapaliśmy Rudolfa Lestranga. To naprawdę długa noc. Mąż Bellatriks zdołał się ukrywać  tak długo. W końcu namierzyli go aurorzy. Dla bezpieczeństwa połączyli siły z Zakonem Feniksa. Uciekał z kraju. W ostatniej chwili zdołaliśmy go złapać. Teraz przyszedł czas na robotę papierkową.
                Właśnie przechodziłam obok dwóch specjalnych cel. W jednej z nich umieszczony był Draco Malfoy, a w drugiej Blaise Zabini. Normalnie w Ministerstwie Magii nie robiono żadnego więzienia.  Jednak wyjątkowa sytuacja wymaga wyjątkowych środków. Próbowano od Malfoya wyciągnąć lokalizację ojca, lecz on ciągle upierał się, że jej nie zna. Za nim w zaparte brnął jego przyjaciel. Nie wiem, co mnie podkusiło. Po prostu chciałam z nimi pogadać. Nie powinnam, tym zajmowali się aurorzy, ale może ten jeden raz. Zrobiłam krok przed siebie, coraz bardziej zbliżałam się do celi Draco. On, słysząc stukot obcasów, odwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie zdzwiony. Jego zamglony wzrok wydawał się nie przyswajać informacji, dopiero po chwili znów stał się czujny. Wyczuł, że zbliża się do niego szkolny wróg.
                – Granger! Nie sądziłem, że możesz wyglądać jeszcze gorzej! Teraz jesteś po prostu chodzącym nieszczęściem! Aż żal patrzeć, szlamo!
                Zatrzymałam się w pół kroku. Tu nie chodziło o przezwiska, obrażanie. Dotarło do mnie, że tylko Malfoy zauważył moją depresję. Moi przyjaciele uważają, że ze mną jest wszystko w porządku, a mój wróg zauważa moją rozsypkę. Dlaczego? Mógłby na to zwrócić uwagę Ron lub Harry, zakończyliby moje udawanie. To coraz bardziej bolało, nie potrafiłam być silna. Ja też potrzebowałam pomocy.
                – Lepiej uważaj, co mówisz, Malfoy. Twoja wolność w dużej mierze zależy  ode mnie – powiedziałam, omijając uwagę o wyglądzie. Nie chciałam dodatkowej sprzeczki.
                Blondyn zaczął się śmiać, jednak to nie był zabawny dźwięk, raczej szyderczy, przepełniony goryczą i smutkiem.
                – Myślisz, że będę cię błagać o pomoc! Nie doczekanie twoje!
                Zdziwiłam się. Malfoy nie był tchórzem jak kiedyś. Dawniej chowałby się po kątach i robił wszystko, by wyjść. Przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz miał ogromny honor, no i oczywiście pozostawał rasistą.
                – Nie chcę, żebyś mnie błagał. Uwierz mi, Malfoy, mam w sobie wiele goryczy, ale nie nienawiści. I… Nie rozumiem tylko, z jakiej racji tak długo cię przetrzymują, jakim prawem! Nie zasługujesz na więzienie, Malfoy.
                Chłopak popatrzył na mnie jakbym opowiedziała mu jakiś nieśmieszny żart. Szukał na mojej twarzy cienia kłamstwa. Nie znalazł go tam, mówiłam szczerze. Porozmawiam z Kingsleyem o tym. Może i chłopcy posiadali istotne informacje, ale nikt nie ma prawa ich przetrzymywać w areszcie, Malfoy ma prawo nie składać zeznań dotyczących rodziny, zwłaszcza, że Lucjusz bardziej teraz myśli o uciekaniu, niż o Śmierciożerstwie.
                – Granger, jesteś naprawdę dziwna… Serio masz tak dobre serduszko, czy jesteś jednak głupia?
                – To nie powinno cię obchodzić, Malfoy. Zawsze wyrażałam głośno swoje zdanie, jestem Gryfonem. Nigdy nie byłam jak wy Ślizgoni, zakłamani!
                – Wypluj to, szlamo! – warknął Draco.
                Pokręciłam głową z politowaniem. To ja miałam władzę, ja byłam na wolności. Zignorowałam jego krzyki i podeszłam do Blaise’a. Zabini był o wiele spokojniejszy. Spróbował się nawet uśmiechnąć na moje odwiedziny.
                – W końcu mam gości, już się bałem, że nikt się nie pojawi – spróbował zażartować Ślizgon.
                Mimowolnie  uśmiechnęłam się. Nigdy dobrze nie poznałam przyjaciela Malfoya, a wydawał się być całkiem sympatyczny. Na razie… Spojrzałam na niego uważniej. Na jego ustach gościł cień uśmiechu, chyba jego organizm na nic więcej mu nie pozwalał. Po wojnie mało co zostało z tego przystojniaka ze Slytherinu. Jego czarne włosy utraciły na blasku i objętości, wysportowane ciało w dużym stopniu pozostało wychudzone, jego oczy przybrały błędny wyraz, usta popękały, a oczy podkreślały ogromne wory. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że niewiele lepiej prezentował się Malfoy. Nie żebym ich żałowała, ale naprawdę zmiana była diametralna, jak widać nie tylko u mnie.
                – Dlaczego nie zdradzisz Lucjusza Malfoya? Wypuścili, by was! – oznajmiłam prosto z mostu.
                – Nie mogę, straciłbym kumpla.
                Dopiero teraz zauważyłam, jaką ogromną przyjaźnią darzą się Draco i Blaise. Nie sądziłam, że Ślizgoni są zdolni do prawdziwej przyjaźni. Teraz zaczęłam sobie przypominać, że Malfoy od piątej klasy coraz rzadziej pokazywał się w towarzystwie Crabbe’a i Goyle’a, a chodził w towarzystwie Zabiniego.
                Pokiwałam głową w geście zrozumienia. Potem targana jakimś dziwnym impulsem, powiedziałam coś nie do końca mądrego:
                – Zrobię wszystko, żeby was stąd wyciągnąć – obiecałam.
                – Dziękuję… Miona – odparł po dłuższej ciszy.
                Zdzwiona spojrzałam na jego twarz. Nie było na niej wymalowanej kpiny, wydawał się szczerze dziękować. Dlaczego Malfoy nie może być jak jego przyjaciel, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. Blaise spokorniał, wojna go wiele nauczyła, w odróżnieniu od tej wstrętnej tchórzofretki.
                Opuściłam to pomieszczenie bez zbędnych słów. Nawet nie wiedziałam, co miałabym wykrztusić ze swojego gardła.
                Ruszyłam na jakiś mało uczęszczany korytarz, musiałam zapalić, zbyt wiele wrażeń na raz. Nie uważałam się za palaczkę. Palenie nie sprawiało mi żadnej przyjemności, ale bardzo uśmierzało moje nerwy, dawało krótkie zapomnienie. Sama nie wiem dlaczego. Może to przez ten smolisty dym, który podrażniał moje gardło. Wszystko to było obrzydliwe dla mnie na tyle, że skupiałam się tylko na tym ohydztwie. Powoli zaciągnęłam się. Etap strasznego kaszlu miałam już za sobą, przywykłam. Powoli moje myśli uspokajały się. Był tylko dym i zapach spalenizny. Potem koniec… Wyrzuciłam peta i rzuciłam na siebie zaklęcie, dzięki, któremu nie śmierdziałam dymem. Nie chciałam, żeby chłopcy to wyczuli, raczej nie spodziewają się, że przykładna Hermiona pali. Zwłaszcza Harry, nie chciałam go dodatkowo martwić. Pospiesznie wyszłam z ministerstwa, chciałam pogadać z chłopcami. Rozejrzałam się, było pusto. Teleportowałam się tuż przed drzwi mojego mieszkania.  Jak zwykle zmagałam się z kluczem, ale w końcu uraczył mnie znany zgrzyt zamka. W domu powitał mnie zabawny widok. Harry ścierką machał przy drzwiczkach do piekarnika, skąd ulatniał się dym z czegoś co najwyraźniej się spaliło. Ron próbował zaś używać telefonu, co nie wychodziło mu najlepiej, a każdy dźwięk wywoływał u niego rekcje obronną. Mimowolnie puściłam torebkę i wybuchałam szczerym śmiechem, naprawdę wyglądali komicznie. Chłopcy dopiero teraz mnie zauważyli. Pośpiesznie schowali za plecami piekarnik i zrobili miny w stylu “my nic nie wiemy”. Mi tymczasem poleciały łzy z oczu, od dawna tak szczerze się nie śmiałam.
                – Co wam przyszło do głowy, żeby gotować? – zapytałam ze śmiechem, wyjmując spalone na węgiel mięso z piekarnika.
                – Ostatnio dużo pracujesz, no a my… – zaczął Ron.
                – Postanowiliśmy się wziąć do roboty! – skończył Harry.
                Bardzo się ucieszyłam. Wydawało się, że moje życie może jeszcze wrócić do normy, że nastanie lepszy dzień.  Lecz to było krótkotrwałe rozjaśnienie przed burzą, już teraz to wiem…
                Jednak ten dzień był wspaniały. Chłopcy również śmiali się ze mną, zamówiliśmy pizzę. Spędziliśmy całe popołudnie razem.
                – Harry, jesteś chyba jedynym zawodnikiem, który złapał złotego znicza ustami. Jak smakuje?– spytał sarkastycznie Ron.
                – Śmiej się śmiej! Zobaczymy, kto następnym razem wygra mecz!– oznajmił ze śmiechem Harry.
                – Czy ty mnie wyzywasz na pojedynek, Stary?
                – A żebyś wiedział!
                – Nie chcesz tego!
                – A ty nam Ron może opowiesz jak smakują ślimaki? Słyszałam, że jesteś miłośnikiem kuchni francuskiej! – tym razem to ja zaczepiłam Rona. Harry parsknął śmiechem, jednak rudzielec pobladł.
                – Nie przypominaj mi o tym. Ta złamana różdżka nabawiła mi sporo biedy. Mama była tak wściekła po naszym locie z Harrym, że uważała to za solidną nauczkę.
                – Ale uratowała was przed Gilderoyem!
                Każdy z nas uśmiechnął się na to wspomnienie. Gdyby nie złamana różdżka Rona, Lockhart rzuciłby na chłopców Oblivate. Mimowolnie przypomniałam sobie o rodzicach. Oni też padli ofiarą tego zaklęcia z moich rąk. Tak marzyłam, by ich znów zobaczyć. Nie okazałam smutku, nie chciałam niszczyć tego dnia. Mimo to Harry wyczuł, że stoimy na grząskim gruncie i ścisnął moją dłoń. Uśmiechnęłam się w jego stronę. Ron też czegoś się domyślił i rozładował sytuacje.
                – Hermiona, była fanką Lockharta numer jeden – zaśmiał się pod nosem rudzielec.
                Żartobliwie zdzieliłam go po czubku głowy, co tylko wywołało głośniejszy śmiech moich przyjaciół. Faktycznie szalałam za tym uzurpatorem, ale miałam wtedy dwanaście lat!
                – Nie lubiłam go tak bardzo!
                Chłopcy spojrzeli na mnie wymownie i wybuchli śmiechem. Popatrzyłam na nich z udawaną złością, ale w końcu i ja się roześmiałam.
                Siedzieliśmy do późna. W końcu Ron oznajmił, że jest zmęczony i idzie spać. Pierwszy raz od bardzo dawna, pocałował mnie delikatnie w usta i wszedł do naszej sypialni. Rozpromieniłam się, byłam taka szczęśliwa, tak bardzo go kochałam. Bolało mnie, gdy gasł w oczach. Poczułam się jak na początku naszego związku, takie zwykłe muśnięcie, a rozpaliło każdą komórkę mojego ciała.  Spojrzałam jednak kątem oka na Harry’ego. Jego twarz zdobił uśmiech, ale w oczach widziałam żal i tęsknotę. Za co spotkało go tyle bólu? Podeszłam do  niego i pocałowałam w policzek, on na to złapał moją dłoń. Zaczęliśmy zmywać, na początku w totalnej ciszy, którą przerywał szum wody.
                – Hermiona… Ja… Widziałem, że byłaś zamyślona, gdy wchodziłaś. Coś cię gnębi, prawda? Wiem, że cała ta sprawa twoich rodziców…
                Nie słuchałam go dalej. Byłam zaskoczona, że cokolwiek zauważył. Ostatnio nie myślałam o nikim innym, tylko o chłopakach. A teraz jednak Harry zauważył, że coś jest nie tak. Zakręciłam wodę. Musiałam mu chociaż powiedzieć o Malfoyu, inaczej moja głowa eksplodowałaby. Nie wytrzymałabym dłużej tego stresu. Powoli byłam coraz słabsza. Z trudem powstrzymałam łzy.
                – Byłam w celi Malfoya i Zabiniego.
                – I to cię tak zmartwiło?
                Do moich ust cisnęło się, żeby powiedzieć wszystko. Poskarżyć się na wszystko, ale nie mogłam.  Kiwnęłam, więc twierdząco głową, co spotkało się z krytycznym wzrokiem Harry’ego.
                – Uważam, że Wizengamot przeciąga ich areszt, powinni zostać jak najszybciej osądzeni. Oboje są niewinni. Malfoy nie zdradzi kryjówki swojego ojca. Nawet jak ją zna… Ojciec to ojciec, mimo wszystko.
                Harry zamyślił się, widziałam, że rozważa moje słowa.
                – Chyba, że zalegalizują Veritaserum –  mruknął.
                – To się może stać. Zastanawiają się, czy podczas rozprawy nie użyć eliksiru na Ślizgonach.
                – Jak tak bardzo cię to gryzie, może warto pójść z tym do Kingsleya. To równy gość, zawsze można z nim pogadać. Jak chcesz pójdę z tobą.
                Uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam Harry’ego. Czułam, że odzyskałam mojego przyjaciela, na którego mogłam zawsze polegać. 

sobota, 9 kwietnia 2016

Zawieszam!

Witam wszystkich :)
Przepraszam wszystkich, ale nie daję rady... Mam zbyt dużo zajęć i nie mam czasu. Muszę dobrze przemyśleć tą historię, pomyśleć nad fabułą i zająć się porządnie nauką...
Na pewno wrócę... Zbyt bardzo lubię pisać. Powinnam wstawić notkę za miesiąc, najpóźniej dwa :) Wrócę z dłuższym rozdziałem, jeśli ma to kogoś pocieszyć :)
Możecie mi zostawiać pod tym postem linki do waszych nowych rozdziałów. Postaram się to jakoś nadrobić :)
Przepraszam was!
Na razie :*

niedziela, 28 lutego 2016

Wigilijna Pełnia cz.3

Witam!
Ostatni part :) Liczę na wasze komentarz, choć muszę się przyznać, że nie jestem do końca zadowolona z tej części :(
***
     Malfoy krążył po swoim dormitorium. Dzięki Bogu, nie było jego współlokatorów, więc mógł  w spokoju rozmyślać. Nie wiedział, co myśleć o towarzystwie Granger na imprezie u Ślizgonów. Z jednej strony wkurzało go, że szatynka chce go kontrolować, a z drugiej… Naprawdę chciał z nią pójść, lepiej ją poznać.
     – Granger! Dlaczego jesteś taka wkurzająca?! – warknął i runął o łóżko.  Pierwszy raz od bardzo dawna zasnął bez problemu…
     Hermiona łaziła bez celu po pokoju. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła. Czuła, że wepchnęła się w paszczę lwa, tudzież węża.  I do tego Gryfoni ją chyba zabiją, zwłaszcza Łapa. Black szczególnie miał na pieńku ze Ślizgonami i oczywiście nie za bardzo lubił Malfoya. Zmaganiom Gryfonki przypatrywała się Lily. Z natury była cierpliwą osobą, to też czekała aż koleżanka pęknie i sama powie, co jej w duszy gra.
      – Lily, jestem idiotką!
     Ruda obdarzyła ją swoim spojrzeniem w stylu „mów w końcu o co chodzi”. Nie musiała jednak długo czekać na słowotok „Francuzki”.
     – Ja… Wiesz… Ecoute* jak Malfoy… No i… Kuźwa! Idę na imprezę do Slytherinu! Dosłownie wymusiłam, by Dra… Alexandre mnie wziął! Upadłam chyba na tête*!
     Panna Evans uśmiechnęła się pod nosem. Hermiona nienawidziła tego wyrazu twarzy. Znała go doskonale… To mina w stylu Panny-Wiem-To-Wszystko. Skarciła się w myślach, mogła tego wszystkiego nie mówić przyszłej pani Potter. W końcu wychodziło na to, że namówiła Malfoya na randkę.
     – Tak myślałam, że wybierzesz Malfoya. On jest taki tajemniczy, dojrzały – mruknęła rozmarzona.
     Granger spojrzała na nią zdziwiona. Jak to wybierzesz? Nie rozumiała, o co jej chodzi.
     – Jak to: wybrałam?
     Lily spojrzała na koleżankę z wymiany ze zdziwieniem. Nie mogła uwierzyć, że jest tak ślepa. Leciało na nią dwóch przystojniaków, a ona była jak nierozumne dziecko. Ruda pokręciła głową. Może i Lacroix miała wyższe wyniki, ale nie świadczyło to o jej spostrzegawczości.
     – No wybrałaś Malfoya – w końcu powiedziała. – Nie mów, że nie zauważyłaś, że Black jest tobą zauroczony?! – spytała zaskoczona.
     Szatynka zamyśliła się. Naprawdę polubiła Blacka. Był dobrym przyjacielem. No niby podrywał ją, ale on większość dziewczyn tak traktował. Nie pomyślała nawet, że to tak na poważnie. Zresztą on wiedział… Zdawał sobie sprawę, że to nigdy nie wypali. Byli z dwóch, różnych bajek, dosłownie. Syriusz mógłby być jej ojcem!
     – Il* się tylko wydurnia – zaśmiała się w końcu Hermiona.
     – Uwierz mi, dla poprzednich panienek nie był taki jak w stosunku do ciebie – oznajmiła.
     Ku uciesze Granger, nie kontynuowała tematu. Powiedziała, że gadała dziś całkiem normalnie z Jamesem. Szatynka uśmiechnęła się na te słowa. To najwyższa pora, by byli razem. Lily obiecała koleżance, że pomoże jej wyszykować się na imprezę. To już bardziej zmartwiło pannę Lacroix.
***
                Następnego dnia wieczorem po ich pokoju walały się sterty ubrań. Lily co chwilę kazała Hermionie zakładać nowe zestawy ciuchów. W końcu zrezygnowana wyjęła klasyczną małą czarną. Szatynka przymierzyła ją pod przymusem Rudej. Granger zdziwiła się na swój widok w lustrze. Nie wyglądała nazbyt wyzywająco. Sukienka zakrywała to, co trzeba było, a przy tym podkreślała kobiece kształty dziewczyny.
     – Ta kiecka jest uszyta dla ciebie, Miona – uznała Lily.
     Szatynka spojrzała z uśmiechem na pannę Evans. Tym razem obie się zgadzały. Mimo to jej uśmiech był pełen smutku. Mama Harry’ego tak bardzo przypominała jej Ginny. Przez chwilę nawet miała wrażenie, że rozmawia z Weasleyówną.
     – Nie będę ci majstrować z włosami, tylko je wyprostuję. Jesteś piękna i urocza, Miona. Nie musimy cię upiększać. Choć tusz do rzęs i czerwona szminka, dodadzą ci trochę pikanterii.
     – Nie przesadzajmy – mruknęła brązowooka.
     – Zobaczysz, że nie przeginam. Będziesz wyglądać naturalnie! – odparła ze śmiechem.
     Hermiona była do tego sceptycznie nastawiona, ale uznała, że da wolną rękę Lily. I tak kiedyś stąd zniknie. Przynajmniej taką miała nadzieję…
     Po pół godzinie Granger stanęła ponownie przed lustrem. Widziała w nim siebie, ale w jakiejś innej odsłonie. Prezentowała się ślicznie. Jej stopy zdobiły czarne, wygodne szpilki, o dziwo wygodne. Prosta sukienka eksponowała jej długie nogi. Wyprostowane, sięgające prawie pasa włosy spływały po jej plecach. Makijaż nie był mocny, akcentowała go tylko czerwona szminka, która idealnie dopełniała całokształt.
     – Merci, Lily – zdołałam wykrztusić.
     – Uważaj na siebie! Wiem, że Malfoy nie da ci nic zrobić, ale zawsze Ślizgoni to Ślizgoni. Choć w sumie też jesteś arystokratką. Czytałam o twoim rodzie… Lacroix. Bogata historia.
     Szatynce zrobiło się głupio. Ona mogła funkcjonować normalnie z nazwiskiem Lacroix. Ruda musiała zaś zmierzyć się z rasizmem. Wiedziała, co to znaczy. Rozumiała w stu procentach jak bardzo dyskryminacja potrafi boleć. Miona mocno przytuliła koleżankę.
     – Uwierz mi, nie ma to dla mnie znaczenia. Jesteś diabelnie dobrą sorcière*! Ślizgoni mogą się przy tobie chować! Sang* nie ma znaczenia, liczy się talent!
     – Wiesz, że za taką odzywkę Ślizgoni nazwaliby cię zdrajczynią krwi? – mruknęła z lekkim uśmiechem.
     – Nie obchodzi mnie to, czuję, że godnie reprezentuję moją famille* – odparła brązowooka i zasalutowała żartobliwie.
     Hermiona już nie zwlekała. Po cichu opuściła wieżę Gryffindoru i skierowała się w stronę lochów. Była naprawdę zestresowana. Czasem miała ochotę zawrócić i pójść grzecznie spać, ale musiała… Ich pobyt tutaj wniósł ze sobą zbyt dużo konsekwencji. Ona i Malfoy zaczęli współpracować. Ich zadaniem stało się pilnowanie siebie nawzajem. Alkohol temu nie sprzyjał, tak samo przesadne zaangażowanie Gryfonki.
     Dracona zauważyła już z daleka. Jego oczy wydawały się lśnić z jak dwa malutkie, srebrne pierścienie. Ścisnęła pieści. To był czas zademonstrowania tej znanej, gryfońskiej odwagi. Wyłoniła się z cienia. Na jej widok Malfoy zrobił z lekka zaskoczoną minę. Chyba spodobało mu się takie wydanie szatynki, jednak szybko odzyskał fason, a na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmieszek.
     – W końcu Granger wyglądasz znośnie – wyszeptał jej do ucha, udzielając ramienia.
     Lekko zdenerwowana dziewczyna z uśmiechem przybliżyła się do blondyna. Postanowiła mu nie dać tej satysfakcji i nie wybuchnęła gniewem.
     – Niestety, to ja musiałam się przyszykować, by wyjść z twarzą z tej sytuacji. Już wystarczająco słabo, że się tam z tobą pokażę – odparła.
     – Co racja to racja. Przy takim młodym bogu, można dostać zawrotów głowy.
     – Masz rację, te zawroty głowy i ten odruch wymiotny – warknęła.
     Przechodząc przez wrota piorunowali się jeszcze wzrokiem. Nie zauważyli nawet zdziwionych twarzy Ślizgonów, którzy zareagowali tak na obecną partnerkę Malfoya. Usiedli przy stoliku. Dopiero po chwili zrozumieli całą bezsensowność tej sytuacji. Szatynka zaśmiała się lekko.
     – My chyba nigdy nie będziemy się dogadywać w stu procentach, Malfoy – oznajmiła brązowooka.
     – Wiesz co, Granger… Chyba bym tego nie chciał. Sprawia mi to za wiele rozrywki.
     – Aż tak bardzo lubisz mnie denerwować? – spytała.
     – Jak cholera, Granger, jak cholera – odparł poważnie.
     Dziewczyna nawet nie wiedziała czy powinna się pogniewać za takie stwierdzenie. Pokręciła tylko głową na znak dezaprobaty. Sama polubiła Draco i ich przekomarzania. Nie wiedziała, jakby wytrzymała bez ich codziennych sprzeczek. Przez pobyt w przeszłości naprawdę uzależniła się od blondyna. Zamyśliła się, dopiero teraz zauważyła, że chłopak nalewa im Ognistej.
     – Już chcesz się schlać?
     – A ty nie? – spytał z udawanym zaskoczeniem.
     – Pilnuję cię – odarła poważnie.
     Draco, widząc jej powagę, zaśmiał się. Tak szczerze. Hermiona nie pamiętała czy kiedykolwiek wcześniej widziała śmiejącego się Ślizgona. Mimo wszystko musiała przyznać, że do twarzy było mu ze szczerym  uśmiechem.
     – Nie martw się! Pij lepiej! – oznajmił w końcu.
     – Ja nie piję!
     – Daj spokój! Należy ci się. Na chwilę zapomnisz! Uwierz mi to fajne uczucie… Masz wszystko w dupie! Nie zależy ci na niczym… Prawie.
     Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że użalała się nad sobą, a chłopak, który jej towarzyszył, w ogóle jej nie obchodził. Poczuła się jak totalna egoistka. Faktycznie znalazła się w ciężkiej sytuacji. Ale co ma powiedzieć Draco! On nie miał do kogo wracać. No, może pozostał mu Blaise. Nigdy nie pomyślała, jak bardzo musiało go kusić zmienienie przyszłości. Mógł przecież całkiem zmienić losy rodu Malfoyów.
     – Zatańczymy? – spytała cicho.
     Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się, że taka prośba padnie z ust dziewczyny. Po chwili jednak przybrał na twarz uśmieszek flirciarza i zaprosił koleżankę na parkiet. Na nieszczęście Mionki, zaproponowała to wtedy, gdy włączono wolny kawałek. Typowy utwór dla zakochanych par. Hermiona zdziwiła się, gdy Draco faktycznie bardzo się do niej zbliżył. Granger, patrząc jak zahipnotyzowana na oczy blondyna, położyła swoje dłonie na karku Ślizgona. Ich twarze były tak blisko, że dziewczyna mogła poczuć chłodny oddech chłopaka. Sama nie wiedziała dlaczego, ale nie była skrępowana. Czuła, że ramiona Malfoya to idealne miejsce dla niej i bez zastanowienia oparła głowę na piersi Smoka. Chciała wchłonąć całe to poczucie bezpieczeństwa i ciepło. Draco stał się dla niej jedynym stałym punktem, jej skałą i oparciem. Nie chciała tego kończyć.
     Po chwili poczuła czyjąś obcą, zimną rękę na jej ramieniu. Odwróciła się. Za nią stał Carrow. Poczuła, że uścisk Draco na jej tali wzmocnił się. W tym momencie nie chciała, by ją puszczał. Amycus był straszny i nie wiedziała nawet do czego jest zdolny ten Śmierciożerca.
     – Może zatańczysz Lacroix? – spytał z lubieżnym uśmiechem.
     – Nie widzisz, Carrow, że jest ze mną? Ja deteste* dzielić – oznajmił zimno Malfoy.
     Atmosfera zrobiła się gęsta. Hermiona dosłownie czuła napięcie pomiędzy Ślizgonami. Nie wiedziała, co robić. Miała nadzieję, że Malfoy nie będzie miał problemów z Carrowem.
     – Oczywiście, Paniczu Malfoy – oznajmił obojętnie, puszczając dziewczynę.
     Dzięki Bogu zniknął w tłumie. Mimo to Draco nie zmniejszał uścisku. Dziewczyna czuła jego zdenerwowanie i zmartwienie. Czy blondyn się o nią bał?
     – Nigdy nie miej z nim kontaktu, Granger – oznajmił poważnie – Idę się napić.
     No i się zaczęło. Draco szybko pozbył się pierwszej szklanki trunku. Najwidoczniej tak chciał rozładować swój stres. Obojgu zbrzydła impreza po zaczepce Carrowa.
     – Chodźmy do mojego dormitorium – polecił Malfoy.
     Dziewczyna obdarzyła go zszokowanym wzrokiem. Nie rozumiała, o co mu chodzi. Jak chciał kończyć imprezę, to nic tu po niej. Pomyślała, że wróci sobie spokojnie do siebie.
     – Może lepiej, żebym wróciła do siebie.
     – Jak już przyszłaś do Slytherinu na imprezę, to ją odbędziesz. Zrobimy sobie taką prywatną zabawę.
     Hermiona czuła się, jakby ktoś podmienił jej Malfoya. Może ta jedna szklaneczka whisky wpłynęła na jego rozum? Upił się chyba!
     – Ty zdajesz sobie sprawę komu to proponujesz?
     – Nie jestem głupi, Granger!
     Szatynka zaczęła rozważać wszystkie za i przeciw. Najbardziej przemawiała do niej jednak perspektywa szlabanu. Bez Mapy Huncwotów i peleryny niewidki jest łatwym celem dla znienawidzonego woźnego. Dziewczyna po chwili skinęła głową. Zauważyła, że Draco zabiera ze sobą dwie butelki ognistej. Czuła, że to się źle skończy, jednak klamka zapadła…
     Weszła do dormitorium całkiem podobnego do jej własnego. Różniły się tylko barwy. Czerwień i złoto zastąpiła zieleń i srebro. Usiadła na jednym z łóżek, a Malfoy przyniósł dwie szklanki,  nalał do pełna whisky i jedną podał Mionie.
     – Ja nie piję – oznajmiła dziewczyna
     – Bierz, a nie gadaj! Gryfoni podobno nie pękają.
     To słabe zagranie tym razem podziałało. Sama Hermiona nie wiedziała, czy swój pierwszy łyk alkoholu wzięła przez swój gryfoński honor, czy też chęć zapomnienia.  Dobrze, że wyciszyli pokój. Na szklance się nie skończyło…
***
     – Jak ja cię nienawidziłam, Malfoy – mówiła raz po raz – Jak cię walnęłam w trzeciej klasie to było coś. Czułam się taka dumna – wybełkotała dziewczyna.
     – No właśnie… Nienawidziłaś… Serio myślałaś, ze nie widzę jak wgapiasz się w mój tyłek na eliksirach?! Wiem, że masz ochotę się na mnie rzucić!
***
     – I te twoje zębiska Granger! Nawet nie chciałem w ciebie walnąć tym zaklęciem! Zawsze były duże, ale wtedy?!
     – W sumie powinnam ci podziękować. Teraz mam naprawdę ładne zęby – odparła prawie poważnie.
***
     – Malfoy, przyznaj, trząsłeś się jak osika. Naprawdę byłeś tchórzliwym pierwszoklasistą!
     – Też mi coś. Ty pewnie nawet nic nie widziałaś  w tym lesie przez te swoje kudły!
     – Przynajmniej nie byłam wylizana jak ty!
***
     We dwójkę wypili już półtora flaszki mocnego trunku. Hermiona nie była wstanie normalnie funkcjonować. Nieświadoma położyła głowę na kolanach Ślizgona.
     – Mal… Malfoy… A jak tu do jasnej cholery utknęliśmy?! No wiesz, tak na zawsze… Mi się… Ja się… Co ty na to?
     – Na pewno nie, Granger – odparł bardziej trzeźwo. – Wymyślimy coś.
     – Mówiłeś, że zapomnę – odparła cicho z lekkim żalem.
     – Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć – oznajmił ze smutkiem.
     Nawet nie zauważyli, kiedy ich twarze znalazły się tak blisko siebie. Bez namysłu złączyli swoje usta w pocałunku. Może i byli pijani, ale w pewnym sensie świadomi swoich pragnień. On chciał kogokolwiek blisko siebie. Wiedział, że Hermiona stała się dla niego kimś ważnym. Kimś, kogo musiał chronić. Autentycznie bał się o nią. Zwłaszcza, kiedy zauważał podążający za nią wzrok Carrowa. Ona szukała u Malfoya bezpieczeństwa i zrozumienia. Zdała sobie sprawę z tego, że miesiące, które tu spędziła sprawiły, że pokochała blondyna. Tak… Hermiona Granger kocha Draco Malfoya. Długo nie mogli się od siebie oderwać. W końcu zasnęli wtuleni w siebie.
***
     Rano Hermionę obudził straszny ból głowy. Spróbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie. Miała ochotę zwymiotować. Nagle zauważyła Malfoya, który szedł w jej stronę z jakimś eliksirem.
     – Pij – rzucił.
    Dziewczyna posłusznie spełniła polecenia. Eliksir nie był najlepszy w smaku, ale pomagał. Granger poczuła się od razu lepiej. Spojrzała na chłopaka i przypomniała sobie. Całowali się. Zaczerwieniła się, a Malfoy zauważył to. Podszedł do niej i podniósł delikatnie podbródek.
     – Może to powtórzymy? – powiedział z flirciarskim uśmieszkiem.
     Dziewczyna wyrwała się. Malfoy pozwalał sobie na za wiele.
     – Mam cię dość! Wracam do siebie! – krzyknęła.
     – Do zobaczenia – odparł z ironicznym uśmiechem.
    Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Lubiła Malfoya i nie mogła temu zaprzeczyć. Ruszyła w stronę wyjścia. Szybko znalazła się pod portretem Grubej Damy. Miała spokojnie przejść do swojego pokoju, gdy nagle ktoś chwycił jej ramię. Zestresowana, wyjęła różdżkę i przyłożyła ją do szyi napastnika. To był Syriusz. Szybko schowała z powrotem swoją broń.
    – Chciałeś, żebym na zawał padła? – zapytała z wyrzutem.
    – Gdzie byłaś? – zapytał poważnie.
    – To chyba moja sprawa…
    – Nie rozumiesz, że Slytherin jest niebezpiecznym miejscem?!
    Hermionę coraz bardziej denerwowała ta rozmowa. Syriusz próbował ingerować w jej życie.
    – Byłam z Malfoyem. Zresztą… To nie jest mój świat. Ty nadal nie rozumiesz, że nie jestem uczennicą z wymiany – warknęła i pospiesznie weszła do dormitorium.
***
     Hermiona znów siedziała z Malfoyem w bibliotece. Otrzymali od Dumbledore’a pozwolenie na przeszukiwanie działu  Ksiąg Zakazanych. Kolejne bezcelowe godziny. Miona myślała o Blacku. Wybaczyła mu,choć zdystansowała się do niego. Musiał zrozumieć, że ona nie była dla niego.
     – Z kim idziesz na bal? – spytał Draco.
     Granger całkiem zapomniała o zbliżającym się balu wigilijnym. Wolała o tym nie myśleć. Z Malfoyem nie znalazła innego sposobu na powrót, niż kolejne życzenie podczas Wigilijnej Pełni.  Chciałaby nie musieć być na tym balu. Miała nadzieję, że wtedy już będzie we współczesnym Hogwarcie. 
     – Wolałabym na niego w ogóle nie iść.
     – Choć na początek trzeba iść – oznajmił – Z braku wyjścia możemy iść we dwoje. Tego dnia i tak powinniśmy się trzymać razem.
     Zdziwiona pokiwała głową. Właśnie Draco zaprosił ją na bal.
***
     – Z kim idziesz na bal, Lacroix? – spytał Syriusz.
     – Z Malfoyem – odparła Hermiona.
     – A tak na serio?
     – Z Malfoyem!
***
     Do wielkiego balu pozostały trzy dni. Hermiona chodziła coraz bardziej zdenerwowana. Przywyczaiła się do tych czasów. Kochała spędzać czas z Lily i jej nowym chłopakiem, Jamesem. Tak, Ruda w końcu zgodziła się na randkę. Syriusz mimo wszystko był nadal dobrym przyjacielem, a Malfoy… Już dawno stał się kimś więcej.
     Hermiona spokojnie przemierzała drogę do biblioteki. Nagle znikąd pojawił się Carrow. Szatynka sięgnęła po różdżkę.
     – Czego chcesz? – warknęła.
     – Towarzystwa – odparł, jak gdyby nigdy nic. –  Ostatnio rzadko widuję cię bez Malfoya – oznajmił, przybliżając się do dziewczyny i bawiąc się jej niesfornym lokiem.
     – Niestety ja go nie cherche*!
     – Książki poczekają.
     Dziewczyna poczuła to. Wiedziała, że on się zbliża. Ostatnimi czasy wyczuwała obecność Malfoya.
     –Powiedziała nie – oznajmił spokojnie Malfoy, obejmując  Mionę ramieniem.
     – Nasz wielki obrońca Gryfiaków!
     – Tak, jeśli jednym z nich jest moja narzeczona.
     Hermiona spojrzała na niego otępiała. Jaka narzeczona? Wtedy zerknęła w oczy Draco. Znała odpowiedź. Jeśli u arystokracji ustalono przyszłe małżeństwo, nikt nie miał prawa w to ingerować. Malfoy zapewnił jej ochronę przed Carrowem. Ale czy tylko o to chodziło? Podziałało. Śmierciożerca odszedł bez słowa.
     – Pogięło cię! – krzyknęła.
     – Spełniam twoje marzenia. Rumienisz się, Granger!
***
     Hermiona szykowała się z Rudą na bal. To była ich ostatnia szansa, tylko teraz mogli powrócić. Przez te trzy dni jej życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Carrow nie trzymał języka za zębami. Draco i Hermiona stali się po Lily i Jamesie najpopularniejszą parą w szkole. Szatynka w końcu porozmawiała poważnie z Łapą. Wiedziała, że złamała mu serce. Powiedziała, że faktycznie jest z Malfoyem. Musiała to zrobić. Black nie miał prawa jej kochać.
     Szatynka spoglądała na swoje odbicie. Wyglądała całkiem ładnie w czerwonej, długiej sukience bez ramiączek, ozdobionej koronką przy biuście. Lily spięła jej włosy w misternego koka, a do tego nałożyła delikatny makijaż.
     Hermiona ruszyła ku wyjściu, a tam już czekał na nią Draco, który udzielił jej ramienia.
     – Boję się – wyznała.
     – Nie ma czego –  uspokoił ją.
     Zdawali sobie sprawę, że jeśli do północy się nie przeniosą do swoich czasów, to mogą się pożegnać ze swoimi znajomymi z lat dziewięćdziesiątych na zawsze.
     Bal się rozpoczął. Malfoy i Granger nie schodzili z parkietu. Draco dbał o to, by dziewczyna nie myślała w ciemnych barwach. Sam nie wiedział, kiedy zaczęło mu zależeć na upartej Gryfonce. Naprawdę obchodziło go jej szczęście. Dzięki niej czuł, że nie jest sam. Stała się mu bliska i nie chciał tego przerywać. Przez te parę miesięcy uzależnił się od Hermiony.
     Godziny płynęły. Draco wciąż patrzył na zegar, przy czym sam nie pozwolił tego robić Hermionie. Co chwilę spoglądał na piękny księżyc w pełni za oknem. Nagle rozległy się dzwony. Północ! Przecież to nie mogło się tak skończyć. Przecież powtarzali swoje życzenie. Zapłakana szatynka spojrzała na Ślizgona.
     – Za późno.
     Chłopak uniósł jej podbródek i zerknął w  śliczne czekoladowe oczy. Kciukami otarł jej łzy.
     – Chcę być tam, gdzie ty. Jeśli będziemy razem jakoś to przetrwamy.
     – Draco – wyszeptała.
     Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo chłopak złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Nagle znów poczuli, jak ziemia osuwa się spod ich nóg. Spadali. Trzymali się za ręce. Byli razem… Nie ważne gdzie i kiedy…  Najważniejsze, że już na zawsze.
*******
Słownik:
*ecouter - słuchać
*tête - głowa
*Il - on
* sorcière - czarownica
*sang - krew
* famille - rodzina
*detester - nienawidzić

*cherche - szukam
Zbetowany przez: Gabcias

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Wigilijna Pełnia cz.2

Witam :)
To już druga, przed ostatnia część miniaturki :P Tak to jest jak ja coś planuje na jedną notkę, powstaną trzy dość obszerne xD
Starałam się, ale jakoś nie jestem do końca zadowolona. Sami oceńcie :)
Od razu chcę podziękować za ponad 600 wyświetleń na pierwszej części tej miniaturki :O Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć :P To naprawdę motywujące...
Jak zwykle błagam : Czytasz = Komentujesz!
Bez dalszych ceregieli, zapraszam na rozdział :)
***
      Zdenerwowana profesor OPCM, patrzyła z udawanym spokojem na pojedynkującą się dwójkę uczniów z Francji. Nie spodziewała się takich umiejętności i tak zażartej walki. Zaskoczyły ją prezentowane przez nich zaklęcia, wykraczające poza program siódmej klasy. Zastanawiała się, czy francuskie szkoły mają tak wysoki poziom, czy miała po prostu do czynienia z wybitnymi jednostkami. Wiedziała jedno: musi to przerwać, bo inaczej pozabijają się nawzajem. Niektóre z zaklęć zalatywały jej już czarną magią. Nie rozumiała, co Ślizgon i Gryfonka chcą sobie udowodnić, ale wiedziała, że sami nie zakończą pokazu. Spojrzała na resztę uczniów. Nawet Huncwoci wydawali się patrzeć na pojedynkujących się z zafascynowaniem, co jej się akurat spodobało. Z tego co słyszała, to ta czwórka z Domu Lwa sprawiała najwięcej problemów.
     – Koniec! – krzyknęła surowo i stanęła pomiędzy dwójką czarodziei.  W ostatniej chwili pojedynkujący przerwali walkę, w innym przypadku odważna Basford oberwałaby paroma zaklęciami.
     Draco i Hermiona spojrzeli na siebie uważnie. Napięcie pomiędzy nimi było wręcz namacalne.  Nie zwracali uwagę na nic i na nikogo. Przeszywali się wrogim spojrzeniem. To nie koniec ich pojedynku. Najbliższe ich dni, miesiące rozwiążą ten spór. Ukłonili się na znak zakończenia pojedynku, nie odrywając od siebie oczu. Oboje obserwowali każdy swój ruch, jakby w obawie, że któraś ze stron znów rozpocznie walkę.
     – Expelliarmus! – krzyknął w końcu Malfoy.
     Lekko zaskoczona Hermiona w ostatniej chwili odbiła atak i zdenerwowana wypowiedziała pierwsze zaklęcie, które przyszło jej do głowy:
     – Avis! Oppugno!
     Chmara ptaszków zaatakowała blondyna, który bronił swoją twarz przed atakiem małych stworzeń. Malfoy dopiero po chwili za pomocą różdżki pozbył się zwierząt. Miał przystąpić do kontrataku, gdy usłyszeli przerażający krzyk nauczycielki. Tym razem schowali posłusznie magiczne patyki.
     – Pańskie zagranie, panie Malfoy, było nieczyste, mam nadzieję, że pan zdaje sobie z tego sprawę. Miał się pan udać samotnie na szlaban, ale jeśli panna Lacroix  jest taka skora do zemsty to mam dla was idealną propozycję wycieczki. Wybierzecie się ze mną i Hagridem do Zakazanego Lasu po pewne składniki do eliksiru dla profesora Slughorna. Trochę współpracy wam nie zaszkodzi. Nie otrzymujecie żadnych punktów dla swoich Domów. Walka była na wysokim poziomie, ale to jak się zachowaliście też nie mogło pozostać niezauważone. To koniec na dziś. Do widzenia!
     Hermiona odetchnęła z ulgą, ucieszyła się, że nie straciła żadnych punktów. Spojrzała na Malfoy’a, który puścił jej oko. Przy nim stawała się prawdziwą aktorką, co nie zmienia faktu, że naprawdę chciała z nim wygrać. Po tylu latach upokorzenia chciała mu pokazać, że jest świetną czarownicą. Sama nie rozumiała do końca, dlaczego wciąż próbowała mu udowodnić swoją wartość. A może to nie jemu… Może to sprawia, że ona sama czuje się lepsza. Może to ona wciąż i wciąż od nowa uświadamia sobie, że jest świetną czarownicą, a krew nie ma z tym nic wspólnego. Nie chciała teraz o tym myśleć! Najważniejsze, że w oczach innych konkurują ze sobą. To pomoże uniknąć plotek na temat ich pseudo bliskości. No i przede wszystkim poczuła się jak w swoich czasach. Tam też po wojnie przystąpili z Malfoy’em do jakiegoś nieoficjalnego konkursu na czarodzieja roku. Na chwilkę jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. To półrocze w Hogwarcie było wspaniałe. Bez wyzwisk, niebezpieczeństw, ale za to z ogromnym ciepłem ze strony otoczenia. Tu wszyscy patrzyli na nią uważnie, by znaleźć jakiś temat do plotek. Po lekcji skierowała swoje kroki w stronę biblioteki. Draco jeszcze czekał. Po tym pojedynku nie wyglądałoby to za dobrze, gdyby od razu poszedł za nią.
***
     Po raz kolejny poczuła się jak w domu. Wygląd biblioteki, zapach książek i wiedzy pozostał… Nawet pani Pince pozostawała całkiem znajoma, choć teraz dużo młodsza. Hermionie wydawało się, że jest w jej wieku, widocznie dostała pracę zaraz po ukończeniu szkoły. Szatynka grzecznie przywitała się z osobą, która tak samo jak Granger, traktowała bibliotekę jak swoje małe sanktuarium. Gryfonka dla utrzymania pozorów podeszła do bibliotekarki, by zapytać ją gdzie znajdzie książki o marzeniach, życzeniach i czasie. Znała to miejsce jak własną kieszeń, ale mogłoby to wyglądać zbyt podejrzanie, gdyby tak od razu podeszła do odpowiedniej pułki.
     – Où znajdę livres o życzeniach, marzeniach et la temps? – zapytała, wtrącając francuskie słówka i próbując mówić z akcentem.
     Z uśmiechem na ustach bibliotekarka odprowadziła uczennice pod odpowiedni regał. Nie ukrywała zachwytu nad „Francuzką”. W końcu ktoś oprócz Krukonów przychodzi po prostu poczytać. Hermiona bez zbędnych ceregieli zaczęła ściągać książki. Po najwyżej położoną  próbowała sięgnąć, ale bez skutków. Nagle wyczuła ciepło czyjegoś ciała bardzo blisko niej i bladą dłoń obejmującą upragniony tom. Odwróciła się. Z lekkim rozbawieniem spoglądały na nią szare oczy. Nigdy się nie zastanawiała nad oczami, ale Draco… To nie kolor szary, jak można twierdzić na pierwszy rzut oka. One miały swój szlachetny, metaliczny blask, co sprawiało, że nawet mimo rozbawienia, jego wzrok wydawał się niedostępny, surowy.
     – Granger, a od czego masz różdżkę?
     Zdenerwowana spojrzała na niego z irytacją. Dlaczego on musiał ją tak bardzo wkurzać? Z jednej strony udają tą lekką wrogość wobec siebie, a z drugiej , tak bardzo pragnęła utrzeć nosa temu nadętemu arystokracie. Więc w sumie, czy można to nazwać udawaniem? Oni chyba po prostu nie potrafili się w stu procentach pogodzić, a raczej żyć bez wzajemnych potyczek.
     – Tu jestem Lacroix, Malfoy. Sam tak chciałeś i lepiej trzymaj się w Hogwarcie tej wersji – syknęła cicho i ruszyła z tomiskami do stolika.- Szukaj wszystkiego co może ci się skojarzyć z naszą sytuacją- dodała.
     Malfoy spojrzał krytycznym wzrokiem na stolik zawalony książkami. Nie mógł uwierzyć, że Gryfonka mówi to wszystko na poważnie. To nie możliwe, żeby to wszystko ogarnąć.
     – Mówisz na poważnie? – spytał z powątpieniem.
     – Tak Malfoy. Od dziś będziesz spędzał ze mną godzinkę twojego istnienia na przeglądaniu tych książek. W ten sposób wyrobimy się w trzy, cztery dni.
     Draco usiadł, a raczej padł na krzesło zrezygnowany. W milczeniu sięgnął po pierwszy tom. Większość informacji tyczyła się Pokoju Życzeń i innych pomieszczeń tego typu. Nic na temat zmian w czasie i Wigilijnej Pełni.
     Hermiona zaś patrzyła bardziej pod kątem czasu. Nigdzie nie mogła znaleźć zaklęć, czy urządzeń służących do skoków w tak daleką przeszłość.
     – Masz coś? – spytał po pierwszych piętnastu minutach.
     – Jeśli szukasz zagrożeń podczas podróży w czasie, to proszę bardzo – powiedziała, wskazując na odpowiednią linijkę w swojej książce.
     – Szkoda, że przerwano nam pojedynek – kontynuował.
     – No cóż, to ja wygrałam – powiedziała z dumą Hermiona.
     – Chyba nie. Nie może ze mną wygrać ktoś… – zaczął, ale szybko przerwał zdając sobie sprawę, co chciał powiedzieć.
     Granger spojrzała na niego z wyrzutem. Ona nie musiała słuchać do końca, wiedziała, co Draco ma na myśli. I chyba zabolało ją to bardziej niż wyzwiska kierowane do niej przez siedem lat. Poczuła ukłucie zawodu. Naprawdę myślała, że Malfoy się zmienił.
     – Nieczystej krwi? To chciałeś powiedzieć?! – powiedziała, wstając.
     – Nie chciałem…
     – Ale zacząłeś – warknęła i ruszyła w stronę wyjścia. Nie mogła tam siedzieć ani chwili dłużej.
     Biegła tak szybko na ile jej pozwalały nogi. Wiedziała, że podążał za nią Malfoy. Zdawała sobie sprawę, że powinna nie robić takich ceregieli choćby dlatego, żeby uczniowie nie byli świadkami pościgu Ślizgona za Gryfonką. W tej chwili miała to w nosie. Ścisnęła pięści. Nie da Draco satysfakcji, nie będzie płakać z jego powodu. Rozkojarzona nie zauważyła jak na kogoś wpadła. Już spodziewała się, że runie na chłodną posadzkę razem z tym kimś, ale jednak ów osobnik był silniejszy niż się spodziewała. Podtrzymał ją, a, co najgorsze, w swojej poufałości przytulił ją. Już wiedziała z kim ma do czynienia. Tylko jeden typek był w stosunku do niej taki śmiały, no, oprócz Smoka. Dla upewnienia podniosła wzrok. Syriusz patrzył na nią z lekką troską i czymś, czego nigdy nie widziała, chyba że kiedyś u Rona, gdy byli parą. Zganiła się. Co mógł od niej chcieć najpopularniejszy Gryfon Hogwartu?
     – Czego chcesz od Lacroix, Malfoy? Kolejnego pojedynku? – zapytał sarkastycznie, nadal opiekuńczo obejmując szatynkę.
     – To już chyba nie twoja sprawa Black! – warknął.
     – Jest, bo dotyczy Gryfona, który, jak widać, nie chce z tobą rozmawiać.
     Malfoy spojrzał z nadzieją na Granger. Miał jeszcze nadzieje, że ta się odezwie. Nie widząc reakcji, zdenerwował się. Nie rozumiał jak Hermiona daje się tak przytulać Łapie. Przecież wiadomo, że on chciał się nią tylko zabawić.
     – Pięknie, G… Lacroix! Najlepiej zachowywać się jak dziecko! Może ochłoniesz do szlabanu! – krzyknął i szybkim krokiem udał się do lochu.
     Dopiero teraz czarownica obejrzała się w jego stronę. Złość po prostu od niej kipiała, już trzymała rękę na różdżce, by rzucić w Malfoya czymś paskudnym, ale szybko nabrała powietrza i pomyślała racjonalnie. Tylko ta wstrętna paskuda jej została. Musi w końcu z nim normalnie pogadać.
     – Wszystko okay? – zapytał Syriusz.
     – Nie potrzebowałam twojej pomocy – warknęła i ruszyła w stronę wieży.
     Black nie dał za wygraną. Pobiegł za wściekłą Gryfonką. Złapał ją za rękę i zmusił do popatrzenia sobie w oczy.
     – Hermiona, możesz mi zaufać – oznajmił spokojnie.
     Na to wyznanie oczy dziewczyny delikatnie się zaszkliły, a gardło ścisnęło się, ledwie podtrzymując szloch. Słowa Syriusza przypomniały jej Harry’ego, najlepszego przyjaciela, na którego zawsze mogła polegać. Bez namysłu sama wtuliła się w niego, oczekując wsparcia. Zdziwiony Black delikatnie objął dziewczynę. Nawet nie zauważyła, kiedy trafili do Pokoju Życzeń.
     – Znów mnie zranił… Ja… Tak bardzo za nimi tęsknie… Myślałam, że on już taki nie jest, że czystość krwi już dla niego nie gra roli – jąkała bez sensu.
     Łapa wiele z tego nie zrozumiał, ale nie chciał jej naciskać. Domyślał się jednego… Malfoy okazał się tradycjonalistą. Ale nie rozumiał, dlaczego Hermiona aż tak bardzo się tym przejęła, sama w końcu jest arystokratką. Dopiero po chwili w jego głowie zaświtała myśl.
     – Jak  miałaś na nazwisko w swoich czasach? – spytał cicho.
     – Granger.
     Syriusz doskonale znał arystokratyczne nazwiska. Doskonale wiedział, że Granger się w nich nie znajduję.
     – Wiem o czym myślisz. Jestem mugolaczką, Black. Nie żadną Lacroix. Dumbledore i Malfoy postanowili mnie przechrzcić bez mojej zgody – mruknęła ponuro.
     – Co dokładnie ci powiedział Malfoy?
     Hermiona bez zastanowienia opowiedziała krótką historię. Black słuchał nie przerywając. Dziewczyna naprawdę była pod wrażeniem, że Gryfon tak długo wytrzymuje bez gadania. Gdy skończyła, nic nie mogła odczytać z jego twarzy.
     – Nawet sobie nie wyobrażam jak musiało ci być przykro – oznajmił Łapa. – Uwierz, wielokrotnie obserwowałem zachowanie Rudej po wyzwiskach. Niby nigdy nic, ale w oczach odbija się rozpacz. Teraz ty możesz być na mnie zła, ale trochę rozumiem Malfoya – tu zrobił krótką pauzę, by spojrzeć na zaskoczoną Hermionę. – Wyobraź sobie, że wpaja ci się coś przez prawie osiemnaście lat. W końcu zdajesz sobie sprawę, że to totalne bzdury. Chcesz z tym zerwać, ale echo nauk wciąż pozostaje. Uwierz mi, że on to wtrącił bez namysłu. Gdyby uważał cię za gorszą, od razu upokorzyłby cię w bibliotece. Do tego Malfoy jest trochę tępy, więc mówi od rzeczy – dodał na koniec z rozbawieniem.
     Hermiona spojrzała uważnie na Blacka. To, co mówił, było logiczne. Poczuła wyrzuty sumienia, , że od razu wyjechała na Draco. Nie potrafiła go zrozumieć. Było jej głupio, że uświadomił jej to ktoś inny.
     Nagle usłyszeli pukanie. Zdziwiona Gryfonka spojrzała na Huncwota.
     – Pewnie chłopaki – rzucił Black i otworzył drzwi.
     Dopiero teraz Hermiona skojarzyła, że Rogacz, Glizdogon i Lunatyk mają Mapę Huncwotów.
     – Co was sprowadza? – spytał lekko zirytowany Łapa.
     – Sprawdzamy, jak tam twoja randka. Jakoś średnio jak widzę – oznajmił James.
     Black spojrzał na Granger. Bał się, że zdenerwuje ją ta odzywka. Zamiast tego Gryfonka wybuchła śmiechem i ruszyła ku wyjściu.
      – Merci za pomoc, Black – powiedziała, wychodząc.
     Chłopcy spojrzeli zdziwieni na przyjaciela. Teraz ciekawość nie dawała im spokoju. Już widząc, że Gryfoni są w Pokoju Życzeń byli zdziwieni, ale że Syriusz w czymś pomaga - nie do pojęcia.
     – W czym to tak pomagasz, Łapo? – spytał James.
     – Właśnie chyba w sytuacji z Malfoyem… Idiota ze mnie – oznajmił i upadł na fotel.
     Zszokowani Huncwoci usiedli na kanapie obok kumpla. Kompletnie nie rozumieli, co Syriusz miał na myśli. Jak mógł pomagać w sprawie ze Ślizgonem? Wiedzieli, jednak że nie mogą naciskać. Musiał sam zdecydować, czy chce im wszystko opowiedzieć.
     Hermiona szybko pobiegła w stronę lochów. Nie wiedziała jak niby ma się dostać do ich domu, ale musiała pogadać z Malfoyem. I tak zaraz mieli iść na szlaban, więc liczyła, że go nawet spotka po drodze. Niestety doszła pod samo przejście do Domu Węża, a po Malfoyu ani śladu. Oczywiście, nie znała hasła. W drugiej klasie była to „czysta krew”. Nachmurzyła się. Ślizgoni byli po prostu wstrętnymi rasistami. Nie rozumiała, co jest tak wyjątkowego w tej ich czystej krwi. Nie raz udowodniła, że jest lepsza od tej bezmózgiej arystokracji. Nic to nie zmienia… Cały Slytherin patrzy na mugolaków, jakby komuś ukradli magię. Ciekawe, co powiedzieliby na Hogwart w 1998 roku, pełen pokornych Ślizgonów i wywyższonych szlam. Hermiona nie chciała o tym myśleć. Po co ma wracać do bolesnych wspomnień. Teraz nikt nie ośmieliłby się nazwać ją szlamą. Odruchowa złapała się za przedramię. Poczuła mrowienie na bliznach, które układały się w jeden napis… „Szlama”. Tej pamiątki po wojnie nie mogła się pozbyć. Wrzesień w tym roku był bardzo ciepły, a ona chodziła w bluzkach z długim rękawem. Ludzie patrzyli na nią dziwnie, ale co innego miała zrobić? Jakby wytłumaczyła, że panna Lacroix ma wyrytą obelgę na ręce.
     Koniec- pomyślała.
     Wątpiła, że „czysta krew” jest hasłem, ale musiała spróbować. Ściana nawet nie drgnęła. W sumie czego się spodziewała, pewnie w Slytherinie hasło jest zmieniane tak często jak w Gryffindorze. Nagle ściana poruszyła się. W przejściu pojawił się Amycus Carrow. Może to skojarzenie było trochę okropne, ale Hermiona miała wrażenie, że spotkała w progu śmierć. Chłopak był bardzo chudy i blady. Jego ciemne włosy delikatnie przysłaniały oczy. Tak, to one najbardziej przeraziły Granger. Nie widziała nigdy człowieka po pocałunku dementora, nie chciała patrzeć na egzekucje, jeśli jednak ma sobie wyobrazić takiego złoczyńcę, to ma właśnie oczy Carrowa. Bez wyrazu, za mgłą, która przysłania wszystko. Podobno w oczach widać dusze, a jeśli to prawda, to ten czarodziej jej nie posiada. Szatynka była pewna, że Ślizgon ma już mroczny znak na przedramieniu i ciekawiło ją, jak wyglądał trzy lata temu, czy wtedy też był tak przerażający. Czy to, co z nim się stało to wynik mroku i czarnej magii? Nie wiedziała, ale wydawało jej się, że za tą otoczką wyłania się całkiem przystojny mężczyzna i z jakiegoś niewyjaśnionego powodu mu współczuła.
     – Co cię tu sprowadza, Lacroix? – spytał, a jego usta wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu.
     – To nie twoja sprawa. Ja cherche Malfoy – powiedziałam, siląc się na francuski akcent.
     –Szukasz Malfoya, tak? – zapytał, po czym przygwoździł Gryfonkę do ściany. Lekko spanikowana Hermiona nie wiedziała co zrobić. Co, do cholery, chciał od niej Carrow?
     – Malfoya! Nie ciebie! – warknęła.
     Chłopak zaśmiał się. Niestety w tym odgłosie nie było nic wesołego dla Hermiony. Raczej przypominało jej to szczekanie psa, który znalazł sobie ofiarę. Niestety z wszystkiego wynikało, że to ona będzie dla niego pożywką.
     – Łamiesz mi serce, panno Lacroix – westchnął teatralnie – Może to ze mną spędzisz popołudnie? Raczej nie widziałem, byś za bardzo lubiła mojego serdecznego przyjaciela.
     Hermiona przeszyła go wzrokiem. Co on, do cholery, od niej chciał. Co to za głupia gra?! Chciała go popchnąć, ale jak się okazało, chłopak był silniejszy niż się spodziewała. Nie chciała jeszcze sięgać po różdżkę. Bała się, że trzaśnie go czymś paskudnym. Dlaczego ona zawsze musiała przyciągać problemy?!
     – Imbécile! Dostaliśmy szlaban z Malfoyem! Jak mnie zaraz nie puścisz, zabiję cię!
     Tym razem wyjęła różdżkę i dźgnęła go w klatkę piersiową. W tym samym momencie usłyszała hałas dobiegający z Domu Węża. Wrota były otwarte, ktoś wychodził. Zobaczyła blond włosy.
      – Lepiej się od niej odwal! Jak widać ona nie za bardzo cię aime*, a chyba nie chcesz dostać jakąś paskudną malédiction*, Carrow – oznajmił ze spokojem Malfoy.
     Hermiona spojrzała na Draco. Nie wiedziała nawet dlaczego westchnęła z ulgą. Może to przez oczy. W końcu patrzyła na człowieka z duszą, a nie na śmierć. Może i oczy blondyna były zimne i niedostępne, ale przynajmniej można z nich cokolwiek odczytać. Pod maską obojętności i pogardy kryje się ktoś skrzywdzony, dzikie, rozdrażnione zwierzę, które chce wydostać się na zewnątrz.
     Granger poczuła jak Amycus odsuwa się od niej. Ona jednak nadal trzymała różdżkę w pogotowiu. Wiele się nauczyła przez wojnę, przede wszystkim, że musiała być gotowa na ewentualności. Mimo jej obaw brunet zniknął za ścianą. Malfoy upewniając się, że już go nie ma, podszedł do Gryfonki, złapał dziewczynę za ramię i pociągnął w stronę wyjścia na błonie.
     – Pogięło cię?! Carrow jest nieprzewidywalny, mógł ci coś zrobić! Po coś tu przylazła?!
     – Po pierwsze: umiem o siebie zadbać! –  warknęła niczym lwica, wyrywając rękę z uścisku Malfoya – a po drugie przyszłam tu przez ciebie.
     Lekko zdziwiony Malfoy spojrzał na Granger. Przyszła do niego! Jak widział ją ostatnim razem, chciała wydrapać mu oczy! Z drugiej strony też miał zamiar ją szukać. Nie mogli się wiecznie kłócić, zwłaszcza tu. Chciał, żeby dziewczyna choć spróbowała go zrozumieć. Wczuć się w jego sytuację. Naprawdę już go to mało obchodziło, czy Hermiona to córka mugoli, czy nie. Niestety niektóre przyzwyczajenia brały nad nim górę. Zresztą nie da się zmienić swojego postępowania z dnia na dzień. Poza tym on i ona byli wrogami od siedmiu lat, więc jak nagle miało się to tak zmienić? Oboje potrzebują czasu, by się nawzajem do siebie przekonać. Westchnął. Naprawdę przestraszył się, kiedy zobaczył ją i Carrowa. On zawsze był bezwzględnym sługusem Voldemorta. To, co wyprawiało się w Hogwarcie, gdy pracował jako nauczyciel, przechodziło ludzkie pojęcie. Wiedział, że Gryfonka to silna kobieta, ale ona grała zawsze czysto. Amycus nie był tak nauczony, użyłby nawet niewybaczalnego. Miał już całkiem wyprany mózg. 
     – Przepraszam, Granger – mruknął prawie niezrozumiale. – Nie chciałem, żebyś tak to zrozumiała.
     Dziewczyna wiedziała, że mówił o popołudniu w bibliotece. Nie była przyzwyczajona do przeprosin ze strony Malfoya, zresztą nie obwiniała go o nic. Syriusz pomógł jej wiele zrozumieć.
     – Właśnie szłam do ciebie w tej sprawie, to ja chciałam cię przeprosić. Nie potrafiłam cię zrozumieć. Wiem, że ta sytuacja jest trudna i nie powinnam robić afer z byle czego, a zwłaszcza, że nawet nie powiedziałeś tego, urwałeś. Wiem, że to kwestia wychowania i przyzwyczajeń. Mi pozostaje cię tylko znosić, Malfoy – oznajmiła Hermiona, przy ostatnim zdaniu się lekko uśmiechając.
     Kącik ust Draco delikatnie podniósł się do góry. Naprawdę ulżyło mu, że nie musiał jej nic tłumaczyć, że zrozumiała. W końcu doszli do wyjścia, gdzie czekała już profesor Basford. Na jej widok uczniowie lekko skinęli głowami na znak szacunku. Kobieta nie wydawała się jakoś szczególnie zła, raczej miała minę jak zawsze, surową.
     – W samą porę. Hagrid czeka – oznajmiła i ruszyła do chatki gajowego. Za nią udali się uczniowie.
     Hermiona już z daleka zauważyła pół olbrzyma. Uśmiechnęła się. W końcu jakiś stary przyjaciel. Nogi prawie same chciały biec do mężczyzny. Niestety… Pamięć nigdy jej nie zawodziła. Hagrid nie znał jej. Teraz nie była dla niego Hermioną Granger, którą częstował twardymi jak kamień ciastkami. Przyjaciółka, nie! Hermiona Lacroix to arystokratka, która już w pierwszych chwilach w Hogwarcie narobiła sobie problemów. Nieodpowiedzialna Francuzka! Co innego mógł o niej pomyśleć? Westchnęła.
     – To jest nasz gajowy, Hagrid – zwróciła się do nas nauczycielka OPCM. – A to nasi winowajcy, uczniowie z wymiany: pan Malfoy oraz panna Lacroix.
     Pół olbrzym nie patrzył na „Francuzów” surowo. Uśmiechnął się, a Hemiona odwdzięczyła się tym samym. Widząc przyjaciela poczuła się lepiej, bezpieczniej, mimo że nawet nie wiedział kim ona jest. Odczuwała coś w rodzaju déjà vu. Przypomniała sobie jak w pierwszej klasie za karę udali się z Hagridem do Zakazanego Lasu. Wtedy też był z nimi Malfoy. Nie mogła uwierzyć jak zmienił się ten tchórz. Zaśmiała się w duchu na wspomnienie spanikowanego Draco. Teraz patrząc na niego widziała chłodne opanowanie. Niestety… Wojna zmienia wszystkich, wywiera duże piętno. Z jednej strony dzięki niej szybko dorośli, stali się dojrzali, a z drugiej… może zagubili w tym wszystkim część siebie. Na pierwszy rzut oka ktoś powie, że blondyn zmienił się na lepsze. Wytrwalszy obserwator zauważy, że zatracił w tym ważną część własnej osobowości. Wtedy okazał strach, ale to był zwykły, ludzki odruch. Teraz trzeba bardzo się skupić, by cokolwiek wyczytać z gestów arystokraty.
     – Holibka… dzieciaki… Tak szybko wplątaliście się w szlaban.
     – Jak ma się takiego Malfoya przy sobie,  Il est impossible de résister!*
     – Lacroix! – warknął blondyn.
     Granger zaśmiała się lekko. Wiedziała, że nauczyciele nie zrozumieli ostatniego zdania. No cóż naprawdę ciężko z nim wytrzymać.
     Opiekunowie nie skomentowali już zachowania nastolatków. Powoli ruszyli w stronę lasu, a za nimi Draco z Hermioną. Zatrzymali się już dobre dziesięć metrów za linią początku Zakazanego Lasu.
     – Dobra, słuchajcie – zaczęła profesorka. – Przyszliśmy tu by poszukać rogu dwurożca. Profesor Slughorn potrzebuje go do eliksiru. Właśnie o tej porze roku zwierzęta te zrzucają rogi. Pójdziecie tą ścieżką, zabraniam wam z niej zbaczać i nie możecie odejść dalej niż do potoku, który znajdziecie za jakieś pół kilometra, zrozumiano?
     Uczniowie skinęli głowami. Nie mogli uwierzyć, że profesorka chce puścić ich samych w głąb lasu. No cóż nie były to żarty. Nie odczuwali jakiegoś strachu, ani nic z tych rzeczy. W pewnym sensie zadawalało ich to, że będą mogli komunikować się normalnie, bez wtrącania tych francuskich słów i akcentu.
     – Holibka… Zapomniałem. Uważajcie jakbyście spotkali dwurożca. Nie zabierajcie przy nim jego rogu, czekajcie aż odejdzie.
     Profesor Basford podeszła jeszcze do nich i wręczyła im monety. Na awersie widniał złoty wizerunek lwa, na rewersie srebrny węża.
     – Jak będziecie potrzebować pomocy, wystarczy, że ściśniecie monetę i pomyślicie o nas, automatycznie pojawimy się w pobliżu. To samo się tyczy tego, gdy coś znajdziecie. Jak ja z Hagridem odnajdę pierwsza róg, moneta zrobi się gorąca, a po jej dotknięciu znajdziecie się przy nas. Jasne?
     – Tak – odpowiedzieli jednogłośnie ukarani. 
     Ruszyli w przeciwne strony. Draco i Hermiona na początku pokonywali las w milczeniu, rozglądając się dokładnie, ale Granger długo nie wytrzymała ciężkiej ciszy.
     – Wiesz jaki eliksir przygotowuje się z udziałem sproszkowanego rogu dwurożca?
     Malfoy spojrzał na nią zirytowany. Nienawidził chwil kiedy Panna-Wiem-To-Wszystko zaczynała się wymądrzać.
     – Nie wiem czy wiesz, ale ja też miałem wybitny z eliksirów, a ten skład znam na pamięć…
     – Eliksir wielosokowy – powiedzieli wspólnie.
     – Nie ciekawi cię, po co go robi? Raczej nie na pokazówkę dla uczniów. Myślisz, że Zakon szykuje się na jakąś akcję?
     – Granger, Granger… Ty i ta twoja ciekawość. Wszyscy Gryfoni są tak irytujący? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła! W naszym przypadku może i do śmierci! Trwa wojna, na pewno szykują eliksir na jakąś akcje, ale to nie jest naszą sprawą. Musimy się trzymać od tego z daleka.
     – A jeśli cię nie posłucham?
     – Nie pozwolę ci Granger się zabić, rozumiesz?! – warknął, wytrącony z równowagi. Chwycił ramiona Gryfonki i delikatnie potrząsnął. – Nie pozwolę ci pakować się w to gówno! My już przeżyliśmy swoją wojnę! Nie mamy prawa wtrącać się w przeszłość!
     – Dlaczego? Dlaczego tak bardzo cię to interesuje?!
     – Bo zostałaś mi tylko ty, głupia! Naprawdę tego nie rozumiesz! Ten świat nie jest nasz. Mamy tylko siebie. Choćbym nie wiem jak bardzo cię nienawidził, nie przetrwałbym w tym świecie bez ciebie i wzajemnie. Jak się stąd wyrwiemy, to rób co chcesz.
     Hermiona wlepiała zdziwiona wzrok w twarz Draco. Nie spodziewała się takiego wyznania z ust Malfoya. Czuła, że ten chłopak przed nią jest autentyczny. Pełen skrajnych emocji, wybuchowy, zagubiony, zraniony… Naprawdę zaczęło być jej żal Ślizgona. Sama nie wiedząc dlaczego, jakimś dziwnym impulsem przytuliła blondyna. Lekko zaskoczony chłopak, nie wiedział, co zrobić. Potem chciał ją odepchnąć. Denerwowało go to, że tylko szatynce udawało się go zadziwić. Była nieprzewidywalna. Czasami wściekła, czasami skruszona, czasami uśmiechnięta, czasami samotna, czasami złośliwa i zawistna, a czasami przytulała gościa, który starannie uprzykrzał jej życie przez siedem lat. I, o dziwo, nie chciał tego przerywać. Czuł zalewające jego serce ciepło i uznał, że to niesamowite uczucie. Tej bliskości potrzebował. Nie potrafił jej mu dać nikt z wyjątkiem matki… i Hermiony. Po chwili jednak Granger sama oderwała się od Ślizgona i jakby nigdy nic ruszyła dalej. Szli w milczeniu. Nic przypominającego róg nie przykuło ich uwagi.
     Nagle zobaczyli jakby błysk światła. Nie było to na ścieżce. Ciekawość jednak zwyciężyła i ruszyli w tamtą stronę. Nagle zauważyli dziesięcioosobową grupkę uczniów. Większość z nich to Ślizgoni. Jeden chłopak się wyróżniał, Glizdogon. Hermiona odruchowo przyłożyła rękę do ust, by zdławić krzyk, który rodził się w jej sercu. Miała ochotę wstać i poznęcać się nad tym zdrajcą. Nie miała wątpliwości. To spotkanie Śmierciożerców. Bez trudu zauważyła znajome sylwetki Severusa Snape’a i Amycusa Carrowa, a gdzieś z tyłu Zabiniego. Granger upewniła się gdzie jest, widząc zmierzającą w ich stronę Bellatrix Lestrange, choć być może jeszcze Black. Nic nie słyszeli. Zostało rzucone zaklęcie Silencio.
     – Zabiję go – wyszeptała Gryfonka.
     Malfoy obdarzył ją ciekawskim wzrokiem. Takiej nienawiści nie wyczuwał z jej strony nawet w stosunku do siebie. Ale… Rozumiał ją. Zauważył, że szybko związała się z Huncwotami i Lily. Wiedział, że to niebezpieczne, bezmyślne. Niestety wobec tego był bezsilny. Nie mógł Granger nic zabronić. Nawet bez tego ci ludzie w pewnym sensie pozostawali jej bliskimi. Chciała im pomóc, a zdawała sobie sprawę, że nie może mieszać się w przeszłości. Musiała pozwolić im umrzeć, jakkolwiek brzmi to okrutnie. On już przywykł… Gryfonka wydawała się nie zdawać sprawy, że Draco ma podobne dylematy. Powstrzymać rodzinę przed tymi głupstwami, przed przyłączeniem do Czarnego Pana. Może Snape żyłby nadal, miałby kochającą rodzinę i nie splamiłby się zbrodnią. Czy taki świat nie byłby cudowny? Niestety i on musiał się pogodzić, że stali się intruzami, którzy mogli tylko biernie przyglądać się rujnowaniu życia kolejnych rodzin.
     – Granger, nie możesz się wtrącać.
     Spojrzała na niego z wyrzutem.
     – Mam patrzyć jak ten śmieć rujnuje ludziom życie?!
     – Pamiętaj, co obiecaliśmy!
     – Nie możemy nic zmieniać – mruknęła, łamiącym się głosem.
     Tym razem nie wytrzymała, łzy same ciekły jej po twarzy. Czy to musiało się tak skończyć? Chciała stąd uciec jak najdalej. Zniknąć. Znów przytulić się do jej przyjaciół.
     Malfoy nienawidził takich sytuacji. Znów nie wiedział jak zareagować. Na razie mógł jej tylko pomóc Eliksirem Słodkiego Snu. Dzięki Bogu, Malfoy wypatrzył w oddali róg. Zaklęciem Accio przywołał zdobycz i złapał monetę. Faktycznie ich opiekunowie po chwili się pojawili. Oczywiście, wcześniej oddalił się z szatynką od zbierających się młodych Śmierciożerców. Hagrid i Basford nie mogli się dowiedzieć o zdradzie Glizdogona.
     – Dobrze wykonaliście zadanie – pochwaliła profesorka, patrząc z ukosa na dwójkę. Na szczęście nie zwróciła większej uwagi na Gryfonkę.
     – Możemy już iść do dormitoriów? Jesteśmy trochę zmęczeni.
     – Dobrze, ale odprowadź pannę Lacroix. My jeszcze pójdziemy po jeden składnik. Trzymajcie się ścieżki. Niedaleko jest skraj lasu. Dobranoc.
     – Dobranoc – odparł Malfoy. Hermiona wolała nie ujawniać, jak bardzo się rozkleiła.
     Ruszyli samotnie. Draco miał w głowie tylko jeden kłopot. Jak zmusić Granger do wypicia eliksiru?
***
     Tymczasem gajowy i profesorka spoglądali na oddalających się uczniów. W pewnym sensie byli zdziwieni, że się nie kłócą.
     – Widzi pani profesor, jak szybko udało się ich pogodzić? – mruknął zadowolony pół olbrzym.
     – Wydaje się, że oni tak naprawdę nigdy nie byli w konflikcie, jakby… teraz. Są inni. Coś ukrywają – powiedziała, jakby do siebie, Basford.
***
     Hermiona i Draco właśnie dochodzili do Hogwartu.
     – Granger, może pójdziemy do kuchni po jakąś herbatę? Trochę zimno było – oznajmił Malfoy.
     Hermiona spojrzała na niego z dezaprobatą swoimi zaczerwienionymi oczami.
     ­– Naprawdę znów chcesz dostać szlaban!
     – Nic się nie stanie. Powiemy, że dopiero wracamy ze szlabanu. Jest ledwie po dziesiątej.
     Szatynka nie wiedziała co o tym myśleć. Faktycznie było jej zimno i przede wszystkim nie chciała zostać sama, bała się własnych myśli, które nie dadzą jej spać. W końcu skinęła głową na znak zgody i skierowali swoje kroki do królestwa skrzatów. Oczywiście jak zwykle przywitano ich bardzo serdecznie. Draco wykorzystując chwilę nieuwagi poprosił skrzata o pójście do jego pokoju, zabranie z niego Eliksiru Słodkiego Snu i dolanie go do herbaty Gryfonki. Na efekty nie czekał długo. Panna Granger bardzo szybko zatonęła w zupełnej nicości. Malfoy bez namysłu wziął dziewczynę na ręce. Chciał ją zanieść do Pokoju Życzeń. Blondyn spojrzał na jej twarz. W końcu widoczny był na niej spokój. Wcześniejszy stan zdradzały tylko lekko podpuchnięte oczy. Sam miał w planach położyć ją do łóżka i chlać do upadłego. Jak widać on miał inne pomysły na radzenie sobie z dołem. Wątpił jednak, że Granger pochwaliłaby jego pomysł. Ślizgon potrząsnął głową. W swojej chorej wyobraźni widział Hermione w stanie upojenia alkoholowego. Wyglądało to tak śmiesznie, jak było nierealne. Zmierzał już ku wyjściu, gdy ktoś go uprzedził. Nie zdążył zareagować. W progu stał wkurzony Syriusz.
     – Wyjaśnisz mi, co zrobiłeś z Lacroix?!
     – Nic, co jest w twoim interesie Black! – odparował Smok.
     Tym razem i blondyn się zdenerwował. Wkurzało go zbytnie zainteresowanie Syriusza i wtrącanie się w sprawy Gryfonki. Na dodatek Malfoy nie miał pomysłu jak wytłumaczyć mu swoją obecność w kuchni. Wielu uczniów nie wiedziało jak tu wejść, a czarodzieje z wymiany już tak. To musiało być mocno podejrzane.
     Syriusz nie wiedział, co o tym myśleć. Sam w sumie zasugerował Granger, by wybaczyła Draco. A teraz? Gdy zobaczył ich na mapie samych poczuł dziwne ukłucie. Potem nazwiska wręcz nachodziły na siebie. Dopiero teraz zauważył, że faktycznie panna Lacroix widniała na mapie jako Granger, a Alexandre Malfoy, jako Draco. W każdym razie postanowił to sprawdzić. Co miał teraz myśleć? Widzi tego całego Ślizgona, trzymającego na rękach zemdlałą Hermionę. Nie mógł tego tak zostawić.
     – Jest, dopóki tyczy się to jednego z Gryfonów!
     – Bo wy wszyscy w Gryffindorze to jedna wielka rodzina – oznajmił sarkastycznie. – W sumie dobrze, że jesteś, zabierzesz ją. Nie jest taka lekka, jakby się wydawało.
     Łapa spojrzał zaskoczony to na Smoka, to na szatynkę. Był naprawdę zdezorientowany.
     – W co ty grasz?
     – Miała ciężki dzień, dla jej dobra podałem jej Eliksir Słodkiego Snu – powiedział w końcu, wytrącony z równowagi, blondyn.
     – To ma związek z waszym problemem?
     Draco znieruchomiał. Czyżby brunet wiedział, że są z przyszłości? Nie, nie mógł uwierzyć, że Granger by mu to powiedziała. A od kogo innego miałby to wiedzieć?
     Syriusz widząc dezorientacje w oczach Malfoya, pełen satysfakcji wyjawił mu prawdę:
     – Musicie bardziej chronić swoje sekrety.
     – Ona wie?
     Syriusz kiwnął głową.
     Blondyn ze zdenerwowania mocniej ścisnął dziewczynę. Dlaczego na to pozwoliła i, przede wszystkim, po co to ukryła. Powinna powiedzieć. Cień zawodu przemknął po obliczu Ślizgona.
     – Coś wątpię, na pewno rzuciłaby w ciebie Obliviate!
     – Chciała.
     – Nie martw się, mogę to poprawić.
     – Nie zrobisz tego.
     – Niby dlaczego?
     – Bo wiesz, że ona by tego nie chciała.
     Black trafił w sedno. Dlaczego tak bardzo liczył się ze zdaniem Hermiony? Dlaczego tak bardzo bolała go dziś myśl, że mu nie wybaczy?! Czy można tak szybko do kogoś przywyknąć? Nie rozumiał, co tak bardzo ciągnęło go do Hermiony. Inteligencja? Nie, przez to była zarozumiała… Uroda? Może miała to coś, ale nawet teraz uganiało się za nim wiele większych piękności. Podświadomie wiedział, co w niej tkwiło… Empatia… Ona jako nieliczna starała się go zrozumieć, nie skreślała. Zbeształ się w myślach. Nic dla niego nie znaczy, musiał po prostu spłacić dług.
     – Nic to dla mnie nie znaczy.
     Syriusz zaśmiał się sztucznie.
     – Mnie nie oszukasz, Malfoy. Sam siebie okłamujesz, to prawda. Stała się dla ciebie jedynym wsparciem, przyjaciółką, której nigdy pewnie nie miałeś w Slytherinie!
     – Nic nie wiesz!
     – Tak? To walnij we mnie tym zaklęciem, śmiało!
     Draco zawahał się. Był na siebie zły, że mimo chęci nie zrobił tego. Dosłownie wepchnął śpiącą Gryfonke w ramiona Łapy i bez słowa udał się do Pokoju Wspólnego Slytherinu, pozostawiając bruneta z satysfakcją. Wygrał potyczkę z blondynem i kolejny raz, niestety, mu coś uświadomił.
***
     Draco przez kolejne dni nie wspominał Gryfonce o swoim odkryciu, jakby licząc, że dziewczyna mu w końcu na tyle zaufa i sama wyjawi swój sekret. Codziennie za to chodzili do biblioteki i szukali coraz to nowszych wzmianek na temat podróży w czasie. Często odbywało się to w zupełnym milczeniu, ale i tolerancji.
     Zrezygnowani Ślizgon i Gryfonka przeglądali kartki ostatnich ksiąg. Ani jednego zdania na temat podróży w czasie.
     – Masz coś?
     Pokręciła głową.
     Chłopak z hukiem zamknął opasłe tomisko. Jego zdenerwowanie sięgnęło punktu kulminacyjnego. Cała ta sprawa wydawała mu się skierowana na porażkę.
     – To bezsensu.
     – Nie, dopóki się nie poddamy – odparła mechanicznie, nie odrywając nawet wzroku od czytanych liter.
     Blondyn nie podzielał jednak jej entuzjazmu. Wygodnie oparł się o krzesło i przypatrywał się skupionej Hermionie. Naprawdę wydawała się niewzruszona na wszystko.
     – Idziesz do Hogsmeade?
     Nieznacznie kiwnęła głową. Znów zapadła cisza. Nie widząc celu w podtrzymywaniu rozmowy, Malfoy sięgnął po książkę. Znów wziął się do pracy.
***
     Szatynka pośpiesznie nakładała tusz do rzęs, gdy Lily wygłaszała jakże wspaniałe kazanie.
     – Jesteś nierozsądna, Hermiono! Potter i Black myślą tylko o jednym! Dałaś mu zbyt wielką satysfakcje zgadzając się pójść z nim na randkę!
     – To nie randka! Widzę, że ty masz taki nastrój na tego typu rendez-vous. James jest chętny zabrać cię w tany. Właśnie, wytłumaczysz mi, dlaczego nie chcesz się zgodzić? Tu l’aime .
     – Nie lubię go! – oczywiście ostatnie zdanie Evans zrozumiała bez problemu.  – Jest irytujący i zadufany w sobie!
     – Zachowujesz się jak enfant*! Widzę jak się czerwienisz na jego widok!
     I tym razem policzki dziewczyny przybrały odcień jej włosów. Granger nie mogła zrozumieć jak mogła tak wytrzymywać. Kochać kogoś i mieć go w zasięgu ręki, a z tego nie skorzystać. Po chwili jednak zrozumiała. Miała podobną sytuację, gdy zauroczyła się w Ronie. Traktowała go całkiem normalnie, aż poczuła zazdrość i zrozumiała, co czuje, gdy zobaczyła go z inną, jak ją ignorował. Może tego było potrzeba Rudej. Może James powinien ją trochę zignorować.
     – Sama już nie wiem, co czuję, Hermiono, na pewno go nie nienawidzę.
     Powiedziawszy to podeszła do Granger i zaczęła czesać jej długie włosy. Wyciągnęła różdżkę. Jednym zaklęciem wyprostowała włosy szatynce. Nawet Hermiona była zszokowana.
     – To zaklęcie od Alicji. Sama nie wiem skąd je wytrzasnęła – powiedziała ze śmiechem.
     – Merci, Lily.
     – No idź już do tego Blacka, ja czekam jeszcze na Alicję.
     „Francuzka” ruszyła w pośpiechu do wyjścia. Pospiesznie założyła na siebie czarny, elegancki płaszcz i szal w szkocką kratę.
     Syriusz czekał już przy wyjściu. Jak zwykle przystojny, z rozmierzwioną fryzura, zupełnie jak u Harry’ego czy też Jamesa, ubrany w czarny płaszcz i niedbale narzucony szalik w barwach Gryffindoru. Wyglądał jak typowy łobuz w tandetnych serialach dla nastolatek.
     – Zrobiłbyś furorę w mugolskich telenowelach – powiedziała ze śmiechem na głos to, co pomyślała.
     – Czyżby komplement?
     – Co kto lubi, Black- odparła ze śmiechem.
     Ruszyli za pozostałymi uczniami. Syriusz za wszelką cenę starał się zabawiać Granger i, cóż, udawało mu się to. Dziewczyna nawet nie zauważyła przypatrującego im się Malfoya. Może i dobrze… W jego oczach płonęła czysta furia.
     W końcu dotarli do Miodowego Królestwa, gdzie oboje szykowali zapasy słodyczy.
     – Naprawdę przefarbowaliście włosy Filchowi? – zapytała z niedowierzeniem Gryfonka.
     – Nie tylko jego! Ten jego parszywy kocur też dostał! Musieli chodzić w takich ładnych kolorkach przez trzy dni!
     – Jesteście nienormalni!
     – Nie, jesteśmy Huncwotami!
     Dzięki Bogu Łapa w ogóle nie był nachalny. Nie traktował jej jak jakiejś pustej laluni. Przez chwilę czuła się jakby gadała z Harrym i Ronem o zwykłych bzdetach. Do tego nie mogła przestać się śmiać. Był całkiem inny od Malfoya. Dopiero po chwili zorientowała się, że zaczęła ich porównywać. Dlaczego Smok nie chciał wylecieć z jej głowy? Nie chciał dać o sobie zapomnieć.
     – Idziemy do Trzech Mioteł? – spytał podekscytowany.
     – Tak, z chęcią napiję się kremowego piwa.
     – A potem przejdziesz się ze mną do Zonka?
     – Co wy znowu kombinujecie?
     – Łajnobomby się skończyły – odparł ze śmiechem.
     Dziewczyna wtórowała mu tym samym. Nie dziwiła się, że bracia Weasley byli porównywani do tej czwórki z lat siedemdziesiątych. Dowcipnisie jakich mało. Ale w sumie bez nich Hogwart nie byłby taki wesoły i pełen życia.
     Pub bardzo się nie zmienił przez te dwadzieścia lat. Cały czas gościł tłum uczniów, tylko madame Rosmerta uśmiechała się w jakiś „młodszy” sposób. Gryfoni podeszli do baru. Barmanka była naprawdę zachwycona przybyciem Blacka. Widocznie bardzo się lubili.
     – Kogo to znów przyprowadziłeś? – spytała madame Rosmerta.
     – To Hermiona, uczennica z wymiany – odparł Syriusz.
     – Dzień dobry – przywitała się Granger, na co kobieta tylko się uśmiechnęła.
     – Jaki masz śliczny, francuski akcent – zachwyciła się. – Co sobie życzycie kochani?
     – Dwa piwa kremowe – oznajmił Łapa, puszczając starszej czarownicy oko.
     Hermiona obejrzała się tylko za znikającą, gdzieś na zapleczu barmanką. Widziała, że wielu oglądało się za nią, nawet Ron zawsze ją wychwalał. Za dwadzieścia lat będzie atrakcyjną kobietą, teraz też niczego jej nie brakowało, wręcz przeciwnie.
     – Widzę, że się lubicie?
     – Tak… Zawsze żartujemy z nią razem z Jamesem. Ma wielkie poczucie humoru – powiedział i spojrzał na Granger podejrzliwie. – Zazdrosna?
     Hermiona spojrzała na niego zdegustowana i wybuchła perlistym śmiechem. Łapa automatycznie jej wtórował.
     – Chciałbyś – odparła z uśmiechem.
     Nagle usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami. Szatynka została tak wytrącona z równowagi, że podskoczyła na krześle. Odwróciła się. Właśnie do lokalu zawitał wzburzony Potter, który bez namysłu pomknął w stronę kumpla. Ciężko opadł na krzesło obok bruneta, całkiem nie zważając  na obecności Gryfonki.
     – Znowu Ruda?
     – Mam już tego dość, Łapo! Kolejna prośba, kolejne odrzucenie. Dlaczego ona mnie tak bardzo nienawidzi? Co ja mam do cholery zrobić?!
     – Najlepiej dać sobie spokój!
     – Nie potrafię!
     Po chwili przybyła madame Rosmerta z piwem. Widząc stan Rogacza, bez pytania poszła po Ognistą Whisky.
     Hermiona biernie przysłuchiwała się rozmowie. Miała mętlik w głowie. Chciała doradzić okularnikowi, ale bała się. Nie powinna się mieszać. Jednak ta sytuacja była inna. Przecież i tak James i Lily kochają się. Lekka pomoc to nie zło.
     – Ona nie deteste* cię. Powiedz mi, jak zazwyczaj zapraszasz ją na rendez vous? Czy robisz to na poważnie?
     Chłopak zamilknął. Granger wiedziała jaka była odpowiedz. Teraz tylko on musiał to sobie uświadomić, zrozumieć jej powody.
     – Ona się boi, że nie traktujesz jej na serio. Spróbuj zaprosić ją na rendez vous spokojnie, bez żadnych podtekstów, żartów. Powinna dać ci szanse. Jeśli nie, to pomyślimy o czym innym.
     – Chcesz mi pomóc? – zapytał zszokowany James
     – Oui. Je regarde* was od niedawna i już mam was dość.
     – Byłeś już u Zonka? – zmienił temat Black.
     – Jeszcze nie – powiedział po czym wziął spory łyk ognistej. – Ale zaraz wpadam tam z resztą. Wszystkim się zajmiemy – puścił mu oko.
     Potter już nie zabawił długo. Szybko wypił alkohol i natchniony nową energią wyleciał z pubu jak na skrzydłach.
     – Wiesz, że narobiłaś mu nadziei?
     – Tak. Jeśli mu zależy niech walczy, jest w końcu Gryfonem – podsumowała Hermiona.
     – I tak założę się o 5 galeonów, że dostanie znów kosza.
     Granger zaśmiała się. Gdyby Evans teraz coś wymyśliła, chyba zabiłaby ją. Lubiła koleżankę, ale jej wymówki potrafiły każdego wytrącić z równowagi.
     – I co, Granger, dobrze się bawisz?
     Na dźwięk swojego nazwiska, dosłownie skostniała. Wypowiadały ją do tego usta, z których nie chciała już słyszeć tego głosu pełnego jadu. Nie miała wątpliwości, kto za nią stał. Malfoy. Nie rozumiała, jednak dlaczego mówił do niej jej prawdziwym nazwiskiem i z brytyjskim akcentem. Czyżby wiedział? Ale ona nie zdążyła mu powiedzieć. Kilka razy chciała mu wyznać, że o ich sekrecie wiedział jeszcze Syriusz, ale bała się. Draco na pewno bez namysłu walnąłby w Blacka Obliviate.
     – Co ty wyprawiasz? – rzuciła z akcentem francuskim.
     – Koniec tej szopki, Granger. Wiem o wszystkim.
     Hermiona spojrzała na niego skruszona. Był zły, a szatynka nie miała nic na własne usprawiedliwienie.
     – Malfoy, ja…
     – Nie ty! Nie widzisz, że tak nie można? Za bardzo wtapiasz się w te czasy. To niebezpieczne! Możesz za dużo zmienić! Chciałem chociaż żebyś sama powiedziała. Ale nie, ty trzymałaś się sekretu i do tego umawiasz się na randki z Blackiem.
     Tym razem Gryfonka nie mogła przysłuchiwać się biernie. Nie może pozwolić, by Malfoy traktował ją jak głupiego uczniaka. Wiedziała, na ile może sobie pozwolić, nie przekraczała pewnych granic. Nic a nic nie powiedziała Blackowi na temat jego przyszłości, choć wiele razy chciał nakierować rozmowę na ten tor.
     – Teraz przesadzasz! Przykro mi - okłamałam cię, nie powiedziałam, że Black wie. Bałam się po prostu twojej reakcji. A ty chyba wiesz jaki ból przysparza mi wspomnienie o zaklęciu Obliviate! Oboje nie zauważyliśmy, że nas podsłuchiwał… Chcę ci uświadomić, że to nie jest randka. Kumpluję się z Syriuszem, ale nie plotkujemy sobie o przyszłości! Uwierz mi…
     Smok nadal miał zaciętą minę. Za wszelką cenę chciał zwyciężyć kłótnie, a raczej jak najcichszą wyminę zdań, gdyż wrzaski w pubie w ich sytuacji były czystym szaleństwem.
     – Musisz uważać i bardziej mi ufać – mruknął.
     – Wiem, przepraszam, ale i ty zaufaj mnie. Naprawdę jestem ostrożna – oznajmiła.
     – Wiem – przytaknął.
     Gryfonka uśmiechnęła się. Nie chciała mieć z blondynem żadnych sprzeczek i, o dziwo, udało się.
     – Przysiądź się lepiej i napij z nami piwa – oznajmiła w końcu dziewczyna.
     Zdziwiony Ślizgon usiadł przy Gryfonach, jednak zamiast łagodnego napoju, wybrał Ognistą. To właśnie był jeden z tych dni, kiedy do picia najlepiej smakowała whisky. Po chwili mógł się rozkoszować znajomym pieczeniem w gardle. Znów czuł, jakby nic się nie zmieniło, jakby spędzał miłe popołudnie w towarzystwie Blaise’a.
     -Widzę, że ostro Malfoy. Dużo tego wypijesz? – spytał Black.
     – Pytasz mnie jak mocną mam głowę?
     – Owszem.
     – Mocną.
     – Sprawdzimy? – wyzwał Syriusz.
     – Chcesz pojedynku?
     – Tak.
     Hermiona była zaniepokojona. Co im znowu odwala? Zachowywali się jak ostatnia dzieciarnia. Musiała im to wybić z głowy. Dzięki Bogu, Malfoy nie był Gryfonem, więc nie raczej nie postanowi głupkowato dowodzić swoich racji.
     – Zgadzam się.
     Szatynka spojrzała wściekła na Draco. Nie mogła uwierzyć, że wylądowała z takim idiotą.
     – Nie możecie bawić się w jakiś cholerny turniej alkoholowy!
     – Bo co zrobisz, Granger? Tu nie jesteś prefektem!
     Wytrącona z równowagi Gryfonka już miała sięgnąć po różdżkę, ale została brutalnie odepchnięta przez hordę uczniów, którzy na dźwięk hasła „turniej alkoholowy” otoczyli pojedynkujących się. Hermiona w pierwszej chwili miała iść po prefektów, ale uznała, że to byłoby za proste. Zachowali się jak jakaś dzieciarnia. Najbardziej dziwiła się zachowaniem Malfoya, które było co najmniej gryfońskie. Teraz obrażała Gryfonów, ale musiała przyznać, że to właśnie mieszkańcy Domu Lwa cechowali się lekkomyślnością i chęcią podejmowania wyzwań. W każdym razie postanowiła wyjść. Nie miała zamiaru ich transportować do Hogwartu. Co najwyżej pochowa im eliksiry na kaca. To chyba najlepsza kara.
     Wyszła pośpiesznie z lokalu i skierowała się do sklepu Zonka. Postanowiła, jednak powiedzieć o tym reszcie Huncwotów. Ktoś musiał przetransportować tych idiotów z powrotem do szkoły.
     Dzięki Bogu, zobaczyła trójkę rozrabiaków przy półce z łajnobombami. Poczuła ucisk w gardle na widok Glizdogona. Jak on może im to robić. Przełknęła ślinę. Nie może nic napomknąć. Przywołała sobie w myśli powód jej przybycia. Ze ściśniętymi pięściami podeszła do chłopców.
     – Mamy problem – oznajmiła.
     Dopiero teraz chłopcy zwrócili na nią uwagę. Byli co najmniej zdziwieni, że dziewczyna do nich podeszła. Od pamiętnej wspólnej zabawy nie rozmawiali ze sobą dość często. No, oczywiście Syriusz wciąż kręcił się wokół Hermiony.
     – Już ci się biedny Syriusz znudził, Lacroix?
     – Bardzo śmieszne – zaśmiała się sztucznie Granger. – Ton ami* właśnie uchlewa się z Malfoyem.
     Tym razem brunet zaczął się śmiać, oczywiście wtórował mu Glizdogon. Remus jako jedyny zachował powagę. On z całej tej bandy posiadał jakikolwiek rozum.
     – Znowu, a potem szykuj takiemu eliksir na kaca – oznajmił zrezygnowany Lupin.
     – Po moim trupie będziesz mu coś dawał! Jest imbécile, niech cierpi. Dopilnuję, żeby Malfoy też popamiętał! – warknęłam wściekła.
     – A Syriusz próbuje mi wmówić, że Ruda jest straszna! TY chcesz biednych ludzi na kacu męczyć! Wy tak macie we Francji?!
     – Oui, my tępimy imbéciles!
     Bez słowa odwróciła się na pięcie. Miała już wszystkiego dość. Zwłaszcza Huncwotów i Malfoya. Niestety zawsze musiała ratować mu dupę!
     – Zapomniałabym. Zaprowadźcie ich w miejsce bez eliksiru na kaca! Les deux*! Nie zawołałam prefektów, ale i tak powinni jakoś pocierpieć.
     Ruszyła do wyjścia i dziwnym trafem skierowała się w stronę Wrzeszczącej Chaty. Widziała ją w oddali. Black już próbował ją nastraszyć okropnymi historiami o tym jakże nawiedzonym miejscu. Cały czas zapominał, że Gryfonka pochodziła z przyszłości i wiedziała trochę więcej niż przeciętna uczennica Hogwartu.
     Nagle usłyszała, że ktoś krzyczy jej imię. To Lily biegła w jej stronę. W sumie Granger nawet ulżyło, nie chciała spędzać reszty po południa samotnie, a towarzystwo dobrej koleżanki z pokoju zawsze sprawiało jej radość. Trochę zdziwiła się brakiem jej najlepszej przyjaciółki, ale cóż… Pewnie poszła na randkę. Musiała przyznać, rodzice Neville’a darzyli się ogromną miłością. Naprawdę miło było patrzeć na tą dwójkę. Aż nóż się w kieszeni otwierał na myśl o Bellatrix, osobie, która zniszczyła tak wspaniałych ludzi.
     – Lepiej nie idź w tamtą stronę. Ta chata jest nawiedzona – oznajmiła Evans.
     Hermiona spojrzała na nią głupio. Uważała, że tak mądra osoba jak Ruda powinna wiedzieć, że ta historyjka z duchami to kretyństwo. Może wiedziała... Granger w wieku trzynastu lat rozszyfrowała prawdę o Lunatyku. Wydawało jej się mało prawdopodobnym, żeby siedemnastolatka nie poznała prawdy o kumplu.
     – Już po randce? – zapytała z kpiącym uśmieszkiem zielonooka.
     – To nie żadna rendez vous!
     – W sumie racja, masz już przystojnego Malfoya – zaśmiała się.
     – Mówiłam ci już, że jesteś stupide! Malfoy nie jest moim petit copain*!
     Tym razem Lily powstrzymała się od komentarza. Miała w głowie teraz całkiem inną postać. James był centrum jej uwagi. Już przez dłuższy czas zdawała sobie sprawę, że coraz ciężej jej go nienawidzić. Stał się bliższy, wiele razy jej pomógł, był wsparciem tam, gdzie Alicja nie mogła dotrzeć. Czasem łapała się na tym, że miała ochotę powiedzieć „tak” na kolejne zaproszenie na randkę przez Pottera, jednak bała się. Co jeśli zostanie kolejną zdobytą laską na koncie Pottera? Miała mętlik  w głowie.
     – Quand* dasz szanse Potterowi? Biedaczysko naprawdę cierpi.
     Evans spojrzała zaskoczona na szatynkę, potem jednak zatlił się w niej promyk nadziei. Ze słów dziewczyny wynikało, że chłopakowi zależało. Czyżby kolejne odmowy naprawdę go dotykały tak jak ją?
     – Powinnaś przestać się bać. Potterowi naprawdę zależy. Na twoim miejscu sama zaprosiłabym go na randez  vous. Jakbyś zauważyła, że dzieje się coś niepokojącego, zerwałabyś premier*.
     – Ale…
     – Żadne ale… école* się kończy! Masz ostatnią szanse!
     – Chyba masz rację...
     Hermiona była zdziwiona nie sądziła, że Ruda tak łatwo się przekona. No cóż, miała nadzieję, że podejmie słuszną decyzję, a raczej to wiedziała. W końcu ona i James zostali rodzicami jej najlepszego przyjaciela.
     – A co się stało, że zrezygnowałaś towarzystwa Blacka?
     – On z Malfoyem są imbéciles! Wymyślili turniej alkoholowy!
     – Teraz mi to mówisz?! – krzyknęła wściekła zielonooka.
     Już chciała pobiec w stronę pubu, ale Granger złapała ją za ramię. Wiedziała, że dziewczyna jest Prefektem Naczelnym, ale po co ma się w to mieszać, jak finał całej tej imprezy może okazać się jeszcze zabawniejszy.
     – Po co będziesz tam szła? Odejmiesz tylko niepotrzebnie punkty. Po powrocie do école czeka ich lepsza zabawa. Pewnie wyobrażasz sobie ten ból, gdy nawala cię głowa, a nie masz nic oprócz eau- oznajmiła Hermiona – Zresztą, z tego co wiem, ty nie masz pojęcia o całym zajściu – dodała z wrednym uśmieszkiem.
     Lily zaśmiała się tylko. Pomysł jej się całkiem podobał. Po pastwi się trochę nad Blacku, Hermiona nad Malfoyem i wszyscy wyjdą zadowoleni. Prawie…
***
     Konkurs nie został rozstrzygnięty, chłopcy równocześnie padli, rozbijając przy okazji puste butelki po whisky. Na szczęście z pomocą nadeszli Huncwoci, którzy przetransportowali chłopców do Hogwartu, dokładnie do łazienki Jęczącej Marty. Uważali, że dziewczyny lekko przesadzają, ale woleli posłuchać panny Evans, niż spotkać się z karą minus pięćdziesiąt punktów plus szlaban na miesiąc. Uznali, że Syriusz jest idiotą, więc niech teraz cierpi wraz z Malfoyem do towarzystwa. Starali się, tłumaczyli dziewczynom, że to nieludzkie. Dość, że nawala ich łeb, to jeszcze jęki  Marty, które sprawiają, że twoja głowa ma ochotę eksplodować. No i oczywiście brak eliksiru na kaca.
     – Gdzie my jesteśmy?! Ale mnie łeb napierdziela – pierwszy przebudził się Malfoy, który szybko zamknął oczy, gdy poranne słońce zaświeciło mu w oczy.
     – Nie mam pojęcia. Pamiętasz, który wygrał? – zapytał Black.
     – Żaden z was. Imbécile! To jest wasza kara, cieszcie się, że to nie miesięczny szlaban! – krzyknęła Granger.
     – Błagam cię, kobieto, nie wrzeszcz – oznajmił ze zbolałą miną Syriusz.
     – Uwierz mi, jej głos jest muzyką w porównaniu z katorgą, którą dziś przeżyjecie – warknęła Lily.
     – Znów ktoś narzeka! Przyprowadzacie jakiś pijusów do biednej Marty! Bo Marta nic nie zrobi, bo jest bezbronna! Jesteście okropni! Tylko się nade mną pastwicie! Chciałam się nawet zabić, ale… – usłyszeli piskliwy, płaczliwy głos ducha tej łazienki.
     – Jesteś martwa – dokończył Black.
     – Znów musicie mi to mówić! Myślicie, że jak jestem martwa to nic nie czuje?! – płakała nadal.
     Malfoy spoglądał na ducha trochę nietrzeźwo. W sumie nie wiedział, co się dzieje. Aż spotkał Martę. Może to dziwne, ale lubił ją. Wiele dni spędzał u niej na szóstym roku. O dziwo, słuchała go, a przy tym nie przekreślała. Stała się jego powierniczką. W głębi duszy wiedział, że nie do końca rozumiała jego problemy, ale mógł przy niej wszystko wyrzucić. Też starał się jej słuchać… Wiedział, że to, co jej powie, nie wyjdzie poza tą cholerną łazienkę.
     – Marto, spokojnie, nikt tak nie uważa – oznajmił Draco, chwytając się za głowę.
     Jak można było się domyślić, duch był oczarowany blondynem. Hermiona zdziwiła się natomiast bardzo, że Ślizgon wykazał się empatią.
     – My musimy lecieć, przyniosłyśmy wam śniadanie i dużo wody. Do zobaczenia – powiedziała Lily.
     – Gra…- zaczął Malfoy, ale nie dokończył. Hermiona wyciszyła go jednym zaklęciem. Pijany Smok stwarzał realne niebezpieczeństwo. Granger modliła się, aby się nie okazało, że blondyn po pijaku nie powiedział paru zdań za dużo.
***
     Od tego czasu minęły kolejne dni. Dziewczyny nie potrafiły się zachować aż tak po ślizgońsku i po raptem dwóch godzinach wypuściły chłopców. Nie obyło się bez fochów, ale cóż, dostali karę, na którą zasłużyli. Nawet relację pomiędzy Hermioną a Draco się nieco poprawiły. Cóż, Malfoy docenił ślizgońską zemstę, a wręcz, ku przerażeniu Granger, zaimponowało mu to.
     Właśnie zmierzali na eliksiry, gdzie zmuszeni byli współpracować. Gdy nagle blondyna zaczepił czarnoskóry Zabini.
     – Impreza, jutro o 20, skołuj jak najwięcej ognistej – rzucił i pobiegł dalej.
     Hermiona spojrzała na blondyna krytycznie. Nie podobała jej się ta cała impreza, a zwłaszcza to, że Malfoy znów miał zamiar pić. Pijany może powiedzieć o wiele za dużo, czemu dał prawie przykład ostatnio.
     – Masz zamiar iść? – spytała.
     Kiwnął głową.
     – To super, idę z tobą.
***
*aime - kochać, lubić
* malediction - klątwa
* Il est impossible de résister! - Nie da się wytrzymać!
* enfant - dziecko
* deteste - nienawidzić
*Je regarde - oglądam
* ton ami - twój przyjaciel
* les deux - obu
* petit copain - chłopak
*quand - kiedy
*premier - pierwsza
* école - szkoła
* eau - woda
Zbetowany przez: Gabcias

Czytelnicy